Google stanie przed sądem?

Archiwum stron WWW, prowadzone przez popularną wyszukiwarke Google, może być powodem do wszczęcia postępowania przeciw firmie o naruszenie praw autorskich. Oskarżycielami są serwisy udostępniające swoje zasoby odpłatnie. Okazuje się, że artykuły objęte opłatą subskrypcyjną można za darmo czytać w tymczasowym archiwum Google.

Niezadowoleni wydawcy płatnych serwisów czekają na rozwiązanie tego problemu przez Google. Według nich wyniki wyszukiwania Google.com powinny zawierać odnośniki do stron na których szukane teksty dostępne są dopiero po zarejestrowaniu - a nie do zapisanych w tymczasowym archiwum Google'a kopii owych tekstów. Najgłośniej swoje niezadowolenie wyrażają przedstawiciele New York Times Digital.

Przedstawiciele Google mówią, że archiwum witryn służyć ma przede wszystkim do tego, by móc się dostać na daną stronę, nawet w momencie, kiedy ona źle funkcjonuje lub została chwilowo odłączona. Archiwum też nie jest wieczne - strony znikają z niego po ok. 100 dniach.

Problem, przed którym stanęło Google, dotyczy tego, na jakich warunkach możliwe jest kopiowanie czyjejś strony, nawet na krótki czas. Archwium Google uruchomione zostało w 1997 roku i składa się z kopii stron WWW. Strony, które się tam znajdują mogą mieć już miesiąc, ale też być kopią, która została zrobiona dopiero minutę wcześniej. Wszystko zależy od tego, kiedy przeszuka je mechanizm Google. Firma zaznacza, że jej intencją nie jest stworzenie stałego archiwum stron WWW - Google stara się usuwać z niego te witryny, które znikają z Internetu.

Pomimo tego archiwum Google może okazać się prawdziwą skarbnicą dla tych, którzy poszukują informacji, które z różnych względów zniknęły ze stron WWW. W Google można było odnaleźć prawdziwe perły. Jedną z nich była usunięta ze strony pentagońskiego wydziału Information Awarness Office informacja na temat prac nad ogromnym systemem komputerowym, stworzonym po to, by śledzić Amerykanów i potencjalnych terrorystów.

Prawnicy zajmujący się sprawami naruszenia praw autorskich twierdzą, że nawet fakt przechowywania kopii stron przez kilkadziesiąt dni może być niezgodne z prawem. Według ich przekonania Google robi kopie i indeksy stron bez pozwolenia ich twórców. Tym samym wybiera ryzykowną politykę: najpierw przygotowując archiwum, a dopiero potem pytając o zgodę. Takie działanie może skończyć się w sądzie – straszą eksperci od praw autorskich.

Przedstawiciele Google nie widzą jednak w swojej polityce niczego, co wiązałoby się z naruszeniem prawa. Jednak przypadki procesów w podobnych sprawach mogą być przestrogą dla Google. W kwietniu 1999 roku fotograf Leslie Kelly pozwał do sądu Arriba Soft za naruszenie praw autorskich. Chodziło o to, że w katalogu przygotowanym przez firmę znaleźć można było dostępne za darmo zdjęcia poszkodowanego. Początkowo sąd oddalił pozew fotografa, twierdząc, że mechanizm do przeszukiwania nie naruszył wcale jego dóbr. Leslie Kelly odwołał się od wyroku i następną sprawę już wygrał. Sąd zadecydował, że posiadanie w katalogu zdjęć autora narusza jego interesy, zmniejszając oglądalność jego strony domowej i pozwalając na darmowe pobieranie fotografii.