Żołnierz w sieci

Najwięcej użytkowników komputerów armia ma w wojskowych szkołach oficerskich i podoficerskich (100%) oraz w Ministerstwie Obrony i Sztabie Generalnym (ok. 80%). Ośrodki te znajdują się w dużych garnizonach, można więc przypuszczać, że wojskowi internauci służą raczej w dużych miastach niż w "zielonych garnizonach".

Do czego najchętniej żołnierze wykorzystują Internet? Sprawy zawodowe są tu na dalekim miejscu. Popularna jest wszelkiego rodzaju rozrywka, w tym strony dla panów. Jednak niechętnie o tym mówią i nie dzielą się adresami. W cenie są też strony internetowe z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. Lotnicy i marynarze lubią surfować po stronach fachowych, historycznych i współczesnych, ale oficjalne strony wojskowe niewiele mają w tym względzie do zaoferowania. Dość poważną barierą w surfowaniu po Sieci jest znajomość języków obcych. W większości przypadków jest ona na poziomie podstawowym i czytanie fachowych tekstów często można porównać z dedukcją. Największym powodzeniem cieszą się strony angielskojęzyczne, choć oficerowie z garnizonów zachodniej Polski deklarują znajomość niemieckiego.

Ale nie tylko bariera językowa czy sprzętowa powstrzymują wojskowych przed korzystaniem z Internetu. Pojawia się też bariera psychologiczna. Internet nie uchodzi za bezpieczny środek komunikacji i przesyłania dokumentów. Panuje (nie tylko w MON) kult papieru i pieczątek. Daleko nam do standardów NATO. U naszych sojuszników Internet wszedł już do codziennego życia. Przykłady można by mnożyć. Baza US Marines Quantico. Biuro prasowe.

Jeden porucznik, 2 sierżantów. Uzyskanie zgody na wizytę dziennikarza zagranicznego w tym pilnie strzeżonym kompleksie trwa jeden dzień. Procedura wiąże się z wysłaniem 2 e-maili - od dziennikarza z prośbą o zezwolenie na reportaż w bazie i kontakt z Marines polskiego pochodzenia oraz odpowiedź ze zgodą, kontaktami, umówioną datą i miejscem spotkania. Dołączony opis dojazdu z Waszyngtonu. Również we Francji jest podobnie, co też można skwitować krótkim stwierdzeniem: masz sprawę - przyślij e-mail. Akredytacja na najnowszy lotniskowiec, dziennikarski kurs przetrwania w warunkach walk ulicznych, pozwolenie na wstęp do archiwum. Jeśli dysponujesz elektroniczną skrzynką pocztową, nie ma problemu.

Kwatera Główna NATO w Europie (SHAPE): potrzebuję danych na temat celności bombardowań w Kosowie i wykorzystania pocisków z rdzeniem uranowym przez wojska NATO. Następnego dnia otrzymuję e-maila z potrzebnymi informacjami i linkami do odpowiednich stron internetowych. Szybko, łatwo, przyjemnie.

Co na to Ministerstwo Obrony RP? By uzyskać opublikowane przed rokiem wyniki badań Wojskowego Biura Badań Socjologicznych, potrzebna jest zgoda wiceministra. Nie można niczego załatwić przez e-mail, ponieważ w biurze wiceministra jest tylko faks, a z redakcji "musi być pismo z pieczątką i podpisem". Na szczęście, pracownicy WBBS uznają e-maile i wielostronicowy uaktualniony raport po dwóch dniach oczekiwania na podpis pani wiceminister trafia do mojej skrzynki.

Wydaje się, że tylko Biuro Prasy i Informacji MON pracuje zgodnie ze standardami zachodnimi. Od ok. 2 lat wszelką korespondencję można tam przeprowadzić za pomocą poczty elektronicznej. Dziennikarze i inne zainteresowane osoby co tydzień otrzymują kalendarium wydarzeń związanych z wojskiem, a w tygodniu oddzielne powiadomienia o poszczególnych imprezach. W przeszłości faksy przychodzące na adres redakcji ginęły albo przez nieuwagę trafiały do kosza. Dziś dziennikarz nie może powiedzieć, że nie wiedział, co dzieje się w MON-ie, jego skrzynka bowiem świadczy przeciwko niemu.