Wszystkie drogi prowadzą do Doliny Krzemowej

Google w sierpniu 2000 r. zostało umieszczone na stronie Yahoo! jako wyszukiwarka. Rejestruje 50 mln wejść dziennie, oferując dostęp do informacji na 6 tys. serwerów i przeszukując ponad miliard stron WWW. Google może działać w 15 językach, a Sergey Brin, który nigdy nie spoczywa na laurach, zapowiada wprowadzenie kilku nowych.

Nie mógł zrealizować zawodowych ambicji podczas studiów na Uniwersytecie w Stanford. Ukończył kierunek informatyczny. Na uczelni poddawany był nieustannej presji komercjalizowania programów, które teraz służą Google.

Spytany, co jego zdaniem sprawiło, że odniósł sukces w Dolinie Krzemowej, Sergey Brin na pierwszym miejscu, paradoksalnie, wymienia Uniwersytet w Stanford. Bardzo wysoki poziom i wyczucie rynku czynią tę uczelnię wyjątkową - nie tylko w porównaniu ze szkołami europejskimi, ale również amerykańskimi.

"Nie myślałem o stworzeniu firmy wartej 50 mld USD. Prawdopodobnie gdybym skończył uniwersytet europejski czy nawet Instytut Technologii w Massachusetts lub Berkeley, moje pomysły nigdy nie ujrzałyby światła dziennego" - mówi.

Dolina Krzemowa przygarnia również start-upy. Banki, fundusze venture capital, łowcy głów i prawnicy zapewniają profesjonalną obsługę. "Gdy tylko zaczęliśmy prowadzić firmę, wszystkie potrzebne usługi były dosłownie w promieniu mili. Wszędzie mogliśmy dotrzeć rowerem. Nigdzie indziej na świecie nie ma tak dobrze zorganizowanej infrastruktury" - mówi.

Sergey Brin chwali europejski system edukacji i kontynentalny apetyt na nowoczesne gadżety, ale jednocześnie uważa, że w europejskiej mentalności brakuje kluczowego elementu, który daje siłę Dolinie Krzemowej. "Brakuje im motywacji" - mówi. - "Nie mają dość temperamentu, żeby, otwierając nową firmę, krzyknąć: wykupimy Microsoft!".

"Jeśli ktoś potrafi połączyć ambicję z umiejętnościami technicznymi, Dolina Krzemowa przywita go z otwartymi ramionami, nieważne skąd kto przybywa" - uważa Sergey Brin. - "To miejsce przyciąga najlepszych ludzi z całego świata. Najważniejsze są umiejętności, a dzięki Internetowi pewnego dnia taki stanie się cały świat".

<font size="+1">Louis Kehoe, lat 49

Dziennikarka Financial Times

Miejsce urodzenia: Wielka Brytania

Jako jedna z pierwszych zaczęła opisywać Dolinę Krzemową. Louis Kehoe zna prawie wszystkich i widziała niemal wszystko w świecie high-tech. Przybyła tu jako wolny strzelec w 1977 r., gdy komputery osobiste były świeżym wynalazkiem, a przemysł obronny stanowił podstawę lokalnej gospodarki.

"Miejsce to właśnie zaczęto nazywać Doliną Krzemową, ale od razu czułam, że przegapiłam jakąś historię" - mówi. - "Wynaleziono już mikroprocesor i po pewnym czasie zrozumiałam, że to dopiero początek". Z rozrzewnieniem wspomina pierwsze teksty o powstającym Internecie. "Artykułu nie przyjęto z aplauzem, został uznany za ezoteryczny. Mój londyński wydawca pytał: Internet? Kto jest tego właścicielem?"