WorldCom na dywaniku

Szefowie koncernu zostali wezwani przed Komisję Usług Finansowych. Tłumaczyli tam, dlaczego błędne zaksięgowanie 3,85 mld USD przez ponad rok nie zostało zauważone przez władze firmy.

Skandal z WorldCom, drugim pod względem wielkości operatorem połączeń międzystrefowych w USA wybuchł, gdy okazało się, że firma ukryła 1,22 mld USD strat, które poniosła w roku 2001 (księgując je jako inwestycje).

Przedstawiciele Komisji Usług Finansowych chcieli dowiedzieć się, jaką rolę w tym matactwie odegrała firma audytorska Arthur Andersen, która w 2001 r. przeprowadzała audyt finansowy WorldCom i nie wykryła żadnych nieprawidłowości. Warto wspomnieć, że AA miał poważny udział w innym, ujawnionym niedawno skandalu finansowym w USA - upadku koncernu energetycznego Enron.

Przed obliczem komisji mieli się stawić m.in. były szef WorldCom Bernard Ebbers oraz były szef finansowy Scott Sullivan. Obydwaj jednak już wcześniej zadeklarowali, że zamierzają skorzystać ze swojego prawa do nieskładania wyjaśnień.

Na wezwanie komisji stawił się jednak aktualny szef firmy, John Sidgmore. Jego zdaniem, za problem w znacznej mierze odpowiada firma audytorska - czyli Arthur Andersen. Sidgmore podkreślił, że nawet jeśli WorldCom popełnił błędy w rachunkach, to audyt powinien je wykazać, co pozwoliłoby na ich w miarę wczesne skorygowanie.