W mętnej wodzie

Trzej nominalni konkurenci Telekomunikacji Polskiej: Netia, Dialog i El-Net, korzystając z uprzejmości Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, złożyli u ministra gospodarki Janusza Steinhoffa notę z propozycją zamiany zobowiązań koncesyjnych na zobowiązania inwestycyjne. Sposób przedstawienia pomysłu świadczyć może o palącej potrzebie operatorów "dżentelmeńskiego wyjścia" z sytuacji w jakiej się znaleźli.

Według szacunków "połączonych sił" ekspertów operatorów telekomunikacyjnych i Izby, proponowane rozwiązanie przyniesie w ciągu 10 lat co najmniej 700 tys. nowych linii telefonicznych oraz wzrostu zatrudnienia o ok. 80 tys. osób. Czy tyle ma kosztować anulowanie pozostałych do spłacenia 400 mln EUR? "Wiadomo było, że od pewnego momentu negocjacje niezależnych operatorów w sprawie ich wejścia na najbardziej opłacalny rynek warszawski przypominały negocjacje o życie. Stąd wzięła się wysokość opłat, na które skutecznie "podduszani" operatorzy nie mają środków" - ocenia Andrzej Piotrowski, dyrektor Instytutu e-Gospodarki w Centrum im. Adama Smitha.

Zgoda rządu na postulowaną zamianę, oznaczałaby więc jedynie mniejszy wymiar kary, za przeciwstawienie się monopolowi TP S.A. "Lub powolniejszą śmierć, bo skąd niby operatorzy mieliby pieniądze na rozbudowę infrastruktury na terenach poza miastami, telekomunikacyjnie niedochodowych" - mówi Andrzej Piotrowski.

Przedstawiciele operatorów wyrażają nadzieję na szybką reakcję ministerstwa.

"Chcielibyśmy, żeby KERM rozpatrzył sprawę na tyle szybko, by zwolnić nas z wpłacania listopadowej raty, która łącznie wynosi 147 mln EUR" - mówi rzecznik Dialogu Magdalena Skórska. Dodaje jeszcze, że obecna propozycja jest kontynuacją działań związanych z projektem zmian w Prawie telekomunikacyjnym, wniesionym przez grupę posłów. Leży on w Komisji Ekspertów i nie ma raczej szans na jego szybkie rozpatrzenie przez Izbę.

Według rzecznik Dialogu, operatorzy byliby usatysfakcjonowani na początek odsunięciem listopadowego terminu płatności, do czasu rozpatrzenia

prawnych podstaw opłat koncesyjnych. Wynikały one bowiem z ustawy o łączności, zaś obowiązujące od początku 2001 r. Prawo telekomunikacyjne ustala symboliczne opłaty dla spółek rozpoczynających świadczenie usług w tym sektorze. "Dlaczego więc nowi operatorzy mieliby być traktowani lepiej?" - pyta Magdalena Skórska.

Andrzej Piotrowski uważa, że abstrahując od zamętu na polskim rynku telekomunikacyjnym, w przypadku opłat koncesyjnych operatorzy sami są sobie winni: "Po pierwsze, wdali się w podbijanie wysokości opłat koncesyjnych. Po drugie, nie przypilnowali czynników tworzących prawo telekomunikacyjne. W efekcie nie reguluje ono kwestii kontynuacji opłat." A przecież uchwalenie prawa zajęło posłom blisko rok, nie było więc mowy o prawnym blitzkriegu.

"To było dla mnie zupełnie nielogiczne. Operatorzy musieli być nieprzytomni." - komentuje Andrzej Piotrowski. W obecnej sytuacji prawnej, jak uważa przedstawiciel Centrum Adama Smitha, nikłe są ich szanse na uzyskanie satysfakcjonującego orzeczenia w Trybunale Stanu.

Także obecne działania operatorów są, według Andrzeja Piotrowskiego, niezbyt jasne. O pomoc zwrócili się bowiem do Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, która jest silnie związana z TP S.A. Wcześniej operatorzy nie byli raczej skorzy do szukania pomocy w tej organizacji. W opinii Andrzeja Piotrowskiego, można dopatrywać się w tych działaniach inspiracji narodowego operatora, który jak dotąd skutecznie "mącił wodę" na krajowym rynku telekomunikacji. Może to potwierdzać chłodna reakcja operatorów na propozycję ustawy - straszaka na TP S.A. - zakładającej możliwość podziału koncernu na cztery części.

Według Andrzeja Piotrowskiego sytuacja na polskim rynku telekomunikacyjnym nie zmieni się szybko z fundamentalnych przyczyn: stanu finansów publicznych. "Budżet państwa nie powinien wprowadzać zaburzeń w wolnorynkowej gospodarce i kierować się jedynie chęcią zarobienia." - krytykuje Andrzej Piotrowski. - "Poza tym po długotrwałej obecności monopolisty rynek nigdzie samoistnie się nie odrodził."

"W obecnej sytuacji regulator rynku, dopuszczając do "sprawiedliwej konkurencji" postępuje niczym sędzia, który wpuszcza na ring słonia i mrówkę, i zastrzega jednocześnie, że będzie bacznie przestrzegał czystej gry. W takim pojedynku słoń będzie faulował mimowolnie, wystarczy, że zacznie nerwowo przebierać nogami" - mówi Andrzej Piotrowski.