Venture capital z wartością dodaną

Formy pośrednie

Są jednak podmioty finansowe, które nie mieszczą się w ramach podanych definicji. Jako "coś między inkubatorem a venture capital" widzi fundusz RedStars.com jego prezes Thomas Huber. To także nowa inicjatywa - Austriacy rozpoczęli działalność w czerwcu tego roku. Oni również zamierzają udzielać wsparcia finansowego i technologicznego firmom internetowym.

Albo fundusze venture capital z wartością dodaną - tak przynajmniej przedstawia firmę ComArch Internet Ventures Paweł Przewięźlikowski, wiceprezes zarządu ComArchu (spółki matki). Założenia są podobne - inwestowanie przede wszystkim w internetowe przedsięwzięcia, w początkowym etapie rozwoju. Tyle że CIV nie musi sobie wyznaczać terminu wyjścia z inwestycji ani szukać inwestora dla finansowanej przez siebie spółki. Może to przedsięwzięcie zrealizować na potrzeby własnej grupy kapitałowej i danego podmiotu nie sprzedawać, a np. połączyć z inną działającą spółką grupy. Choć oczywiście może również starać się wyjść z wybranej inwestycji z zyskiem. Plany utworzenia podobnego funduszu przedstawił w wakacje również Jacek Duch, prezes Prokom Internet.

Aby pozyskać fundusz venture capital jako akcjonariusza, trzeba się do niego zgłosić, przedstawić biznesplan i przekonać do projektu osoby, które w VC decydują o inwestycjach. Choć jeśli przedsięwzięcie jest obiecujące, to zdarza się, że nawet najwięksi gracze na rynku VC oferują swoje usługi i zasoby. Ostatnio pojawił się jeszcze jeden nowy sposób poszukiwania inwestorów finansowych. W Sieci działa strona Inwestor Online (www.iol.pl), na której biznesmeni poszukujący funduszu chętnego do zainwestowania mogą przedstawić swój projekt. Na pewno stronę tę odwiedzają przedstawiciele Enterprise Investors (Arkadiusz Śnieżko, pomysłodawca i współudziałowiec tego przedsięwzięcia wówczas zatrudniony w Massachusetts Management Institute tak przypadł do gustu przedstawicielom EI, że go zatrudnili u siebie).

Ale nie wszyscy chętni zgłaszający się po pomoc do inkubatorów są dobrze przygotowani do rozmów z ich przedstawicielami. "Są przypadki, gdy potencjalni klienci nie są w stanie napisać profesjonalnego biznesplanu. Niepokojącym zjawiskiem jest również to, że wielu z nich nie umie wykazać żadnych punktów działania firmy, w których będzie ona różniła się od konkurencji. A powielanie stereotypów i brak oryginalnych pomysłów nie daje szansy na sukces" - twierdzi Thomas Huber. Również Zygmunt Grajkowski przyznał, że niektóre prowadzone przez niego negocjacje były stratą czasu, a zdarzało się, że trafiali do niego już nawet nie amatorzy, a dyletanci. Jednak ze względu na wizerunek firmy nie mógł im do pewnego momentu odmawiać dalszych spotkań. "Jak można rozmawiać o poważnych interesach, jeśli dostaję biznesplan na najbliższych 10 lat na trzech kartkach papieru? "- dziwi się wiceprezes EI. Ale wszyscy przedstawiciele funduszy venture capital i inkubatorów solidarnie milczą, gdy zapytać ich o szczegóły takich przedsięwzięć, nie mówiąc już o konkretnych nazwach. Argumentują to dobrem byłych kandydatów na klientów, którym "może się jednak uda", a negatywna opinia funduszu może przekreślić ich nadzieję na rozwój.