Urzędnik

Odwołany niedawno prezes Urzędu Regulacji Telekomunikacji Marek Zdrojewski, pracował dla Jana Łuczaka, byłego doradcy ministra łączności, podejrzewanego o korupcję w przetargu UMTS – wynika z dokumentów, do których dotarł Internet Standard.

Polityk ZChN zasiadał z rekomendacji Łuczaka w radzie nadzorczej Pomorskich Kopalń Żwiru z siedzibą w Chlewicach.

„To nie ja powołałem Zdrojewskiego, ale walne zgromadzenie wspólników” – tłumaczy Jan Łuczak.

Jednak z dokumentu podpisanego przez b. doradcę ministra łączności wynika co innego.

„Dobrze, ale co to była za fucha, jakieś 1000 zł miesięcznie, zresztą kim był w lipcu 1997 r. Marek Zdrojewski” – dodaje.

Marek Zdrojewski, wspominając okres czteromiesięcznej współpracy z Janem Łuczakiem, woli nie mówić o wspólnych interesach.

„Łączyła nas bliska znajomość. Mieliśmy do siebie zaufanie” – podsumowuje epizod swej kariery związany z kopalniami w Chlewicach. Pilnował tam interesów spółki SAS, słynnej z tego, że w 2000 r. odkupiła ją za 3,6 mln zł od rodziny Łuczaka grupa Raiffeisen z wdzięczności za lobbing jej interesów w administracji Buzka. Chodzi głównie o niezrealizowane plany kupienia przez Austriaków od państwa Banku Pocztowego i licencję na UMTS, którą interesowało się efemeryczne konsorcjum skupione wokół Raiffeisen Investment. Jan Łuczak wspierał austriackich bankierów w tych dążeniach.

Związana z nim spółka SAS miała w Pomorskich Kopalniach Żwiru mniejszościowe udziały. Marek Zdrojewski zrezygnował z miejsca w radzie kopalń 31 października 1997 r., po otrzymaniu nominacji na stanowisko ministra łączności w rządzie Jerzego Buzka. Urząd ten piastował do przełomu 1998/99 r.

Krytycy zarzucali mu opóźnianie liberalizacji rynku połączeń telefonicznych w Polsce, korzystne dla TP SA. Gdy więc następnie trafił do zarządu TPI, internetowej spółki należącej do TP SA, operatorzy konkurujący z narodowym telekomem nie byli tym zaskoczeni. Po przejściu Marka Zdrojewskiego do URT obawiali się, że jako prezes urzędu nadzorującego rynek telekomunikacyjny będzie ulegał naciskowi potężnego lobby swego byłego chlebodawcy – TP S.A. Obawy nie były bezpodstawne. Niemal do ostatniej chwili Marek Zdrojewski odwlekał ogłoszenie TP S.A. operatorem dominującym na rynku. Dla rywali TP S.A. była to decyzja „być albo nie być”, gdyż zwalniała ich z obowiązku instalowania abonentom linii na terenach, gdzie wymaga to budowy szalenie kosztownej infrastruktury.

Według źródeł zbliżonych do ZChN, Marek Zdrojewski złożył rezygnację z pracy w URT jeszcze przed wyborami, ale jego dymisja została podpisana przez premiera 12 października, gdy znaleziono następcę na zwolnione stanowisko. Został nim podsekretarz stanu w MSWiA Kazimierz Ferens, odpowiedzialny za wprowadzenie nowych dowodów osobistych.

„Złożyłem rezygnację, bo skończyły się moje polityczne możliwości. W URT trzeba podejmować trudne decyzje, tymczasem układ polityczny, który mnie powołał na ten urząd, nie jest nawet reprezentowany w Sejmie. Bez odpowiedniego zaplecza, samodzielnie, nie mógłbym działać efektywnie” – mówiąc o swej ostatniej decyzji Zdrojewski zaprzecza, iż wywierano na nim presję w związku z jakimiś obciążającymi go rzekomo dokumentami z przeszłości.

„Nikt mnie nie szantażował. A poza tym nie mam czego się obawiać” – oświadcza.

Na pytanie o umowy na usługi za olbrzymie kwoty, zawierane przez TPI z agencją reklamową Yapan, należącą wówczas do szefa rady Poczty Polskiej Piotra Gawła zaskoczony były szef URT odpowiada:

„Nie pamiętam.... To raczej nie było za mojej kadencji.... Na 90 proc. to nie ja podpisywałem”.