"Upolityczniona" sieć

Internet o politykach

Według raportu "Wybory 2006 online" przygotowanego przez organizację Pew Internet & American Life wynika, że 31% Amerykanów (czyli 46% ogółu amerykańskich internautów) korzystało z informacji na temat kampanii w 2006 roku w internecie, wymieniając się politycznymi wiadomościami i dzieląc się swoimi opiniami na temat przebiegu wyścigu o fotel kongresmana. W tym roku, kiedy trwa już kampania prezydencka 2008, można przewidywać, że będzie to znacznie więcej.

W Polsce nie ma opublikowanych dokładnych danych na ten temat. Kilka dni temu zaprezentowano wyniki badania D-Link Technology Trend "Udział w wyborach przez internet", przeprowadzonego na początku września b.r. W badaniu skupiono się na pytaniach, czy Polacy byliby skłonni głosować przez internet (32% Polaków, nie tylko internautów, chce wybierać online), ale znalazły się również informacje o wiedzy politycznej, jaką czerpiemy z internetu. Na pytanie: Czy spotkał(a) się Pan(i) w ciągu ostatniego roku z jakimikolwiek materiałami wyborczymi polityków lub partii politycznych umieszczanymi w internecie?, zaledwie 18% odpowiedziało, że tak, natomiast aż 78%, że nie (pytanie to dotyczyło tylko internautów). Ponadto, 8% badanych internautów odwiedziło w ciągu ostatniego roku stronę jakiegoś ugrupowania politycznego, a 4% przeczytało blog prowadzony przez polityka.

Z okazji wyborów parlamentarnych niemal każdy portal przygotował jakiś specjalny serwis, który zbiera tylko informacje o partiach, politykach, programach wyborczych i samych kampaniach. Niedawno powstały dwa polityczne serwisy- gover.pl oraz przeciw.pl, na których internauci mogą komentować obecną kampanię wyborczą. Gazeta Wyborcza, zapewne inspirując się CNN, przygotowuje debatę polityczną w YouTube. Polscy internauci na specjalnym kanale Debata 2007 mogą umieścić swoje pytania do polityków.

Dla porównania, na stronie TechPresident możemy codziennie czytać o internetowych akcjach kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przejrzeć można statystyki oglądalności ich filmików na YouTube, liczbę ich przyjaciół na MySpace i Facebook, a nawet jak często ich nazwiska pojawiają się w amerykańskiej blogosferze. Twórcy serwisu Andrew Rasiej i Micah Sifry piszą na stronie: - Wybory 2008 będą pierwszymi w historii, kiedy to internet będzie odgrywać kluczową rolę. Zobaczymy nie tylko jak kandydaci korzystają z nowych technologii, a przede wszystkim jak serwisy tworzone przez wyborców (tzw. voter-generated content) oddziałają na wyniki wyborów.

"Upolityczniona" sieć

Amerykańska stronaTechPresident

- W Polsce- paradoksalnie- najbardziej internetową partią stał się PSL, przez start twórcy Gadu-Gadu z jej list. Jednak PSL nie poszedł na całość, aby przełamać swój wizerunek partii nieco demode, mógłbym on bowiem pokazać się jako partia online, jako partia pełnej interakcji- tłumaczy Witold Ferenc. - Taki wizerunek w żaden sposób nie zaszkodziłby utrzymaniu tradycyjnego elektoratu, gdyż ludzie na wsiach, nawet jeśli nie korzystają z internetu są doskonale świadomi, że jest on ważny. Takie działanie znakomicie otworzyłoby PSL na młodych miejskich wyborców, dla których internet jest esencją.

Biura prasowe każdej partii nie odpowiadają w ogóle na maile. To samo dotyczy niestety także sporej ilości polityków bez względu na przynależność partyjną. Jeśli politycy i ich pracownicy nie korzystają z podstawowego narzędzia komunikacji w internecie, jakim jest poczta, to nie powinniśmy się spodziewać nowatorskich i przyciągających uwagę politycznych eventów w polskiej sieci.