Tomek Tomczyk/Kominek - Nie ma co się bać blogerów

Jak zarobić na blogu

Ile czasu przebijałeś się ze swoim blogiem?

Po dwóch miesiącach byłem na szczytach wszystkich rankingów.

I promowałeś go bezpłatnie?

Tak. Większość z nas nie wydaje ani grosza na reklamę i nie jestem przekonany, czy to dobrze. Kiedy niedawno po raz pierwszy zdecydowałem się zapłacić za promowanie statusu na Facebooku, nie miałem do kogo zwrócić się z pytaniem, czy jest to opłacalny interes. A kiedy już wydałem kilkaset złotych na reklamę, to dostałem masę maili z pytaniami, czy było warto. Było. Tekst sponsorowany zanotował tegoroczony dobowy rekord odsłon bloga. Inna sprawa, że kolejnego dnia statystyki wróciły do normy.

Jak na blogu zarobić?

Prawdę mówiąc, nie ma jednego modelu zarabiania na blogu. Ja zarabiam na sobie, inni na banerach reklamowych. Szafiarki korzystają z barterów, inni jeszcze prowadzą szkolenia. Ci topowi blogerzy starają się możliwie oddalić swoje źródło zarobku od bloga.

Z tym, że na banerach nie ma zysku. Nikt w nie nie klika. Baner marnuje potencjał blogosfery. Bloger może przekazać emocje, opisać swoje wrażenia. Nie zrobi tego wstawiając sobie migającą reklamę. Na blogach lifestylowych odchodzi się od reklamy displayowej. Zresztą to ja ten kierunek wytyczyłem półtora roku temu. To nie blog ma być reklamą, lecz bloger, który jako "powierzchnia reklamowa" jest wręcz nieskończony. Działa to na tej samej zasadzie, na jakiej współpracuje się z osobami znanymi, tyle że tutaj mówimy o skali mikro.

Mamy wciąż wielu tanich blogerów, którzy za testy nie otrzymują wynagrodzenia. Wystarczy im dać nowy telefon, aparat czy majteczki w kropeczki, a będą szczęśliwi.

Skoro to bloger, celebryta i marka są reklamą, to czy reklamodawca nie ryzykuje przekazując mu sprzęt?

Nie ze mną. Ja, gdy widzę produkt reklamodawcy, czytając wcześniej opinie na jego temat, zawsze mówię na przykład: o tym laptopie nie napiszę nic dobrego, bo według mnie jest on najwyżej na 4 z minusem. Wtedy ryzyko należy do reklamodawców. A oni w takiej sytuacji zazwyczaj nie podejmują ze mną współpracy. Uczciwość teoretycznie nie popłaca, w praktyce zaś - firmy na mnie nie tracą i nie zniechęcają się do blogosfery. A i mnie przynosi to jakąś korzyść, bo nie chcę być kojarzony ze słabymi produktami.

Na takich skojarzeniach też się traci. Wiele firm sprawdza wcześniej, kto się na danym blogu reklamował. Niedawno nawiązałem współpracę z marką luksusowych alkoholi. Zanim podpisaliśmy umowę, poprosili o listę brandów alkoholowych, z którymi współpracowałem wcześniej. Nie chcieli pokazywać się w towarzystwie poniżej pewnej półki. Gdy okazało się, że opisywałem tylko świetne marki, podpisaliśmy umowę.

Była mowa o etyce. Czy zgodziłbyś się na amplyfying, płatne opinie nakręcające dyskusję i chwalące produkt, pod twoimi postami?

Tak, pod warunkiem, że byłoby to jawne i czytelnicy widzieliby, że mogą wejść w pewną konwecję i podjąć dialog z firmą. Nie mam problemu z firmami nieuczciwymi, bo nie zauważam u siebie na blogu takich komentarzy. Albo działają u mnie profesjonaliści, albo ich po prostu nie ma. Jeśli jednak dorwę któregoś, to faktura, jaką im wystawię za reklamę skutecznie ich zniechęci do takich praktyk u Kominka.

Ja mam dość czyste zasady - każda reklama jest oznaczona. Większość produktów na moich blogach, to rzeczy, które kupiłem za własne pieniądze i są prezentowane jako element mojego stylu życia. Jeśli jednak mamy do czynienia z reklamą, zaznaczam to na początku tekstu.