Schodzimy na ziemię

Strategia Tachyon różni się poważnie od planów Iridium i to w kilku punktach. Po pierwsze zamiast wysłać w kosmos własną flotę satelitów, (za które Iridium płaciło 20 mln USD miesięcznie), Tachyon wynajmuje transpondery na już znajdujących się na okołoziemskiej orbicie satelitach. Tym samym oszczędza na kosztach wystrzelenia i utrzymania własnych satelitów. Taka strategia pozwala też na skrócenie czasu uruchamiania systemu z kilku lat do kilku dni.

Właśnie przy takich oszczędnościach pojawia się John Koehler, prezes Tachyonu. Nie jest on zwykłym prezesem zarządzającym start-upem, którego majątek jest większy niż doświadczenie. Siwowłosy Koehler, wyglądający jak lekarz rodzinny z małego miasteczka, od 1978 do 1982 roku był wicedyrektorem CIA. Jeździł za żelazną kurtynę na spotkania z wysokimi radzieckimi i chińskimi oficjelami (Koehler szybko dodaje, że jego praca nie była tajna), a także nadzorował program wystrzeliwania satelitów agencji. Następnie zawiadywał programem satelitarnym w Hughes Electronics. Cóż, wszechświat jest mały. Tachyon obecnie wynajmuje satelity zarówno od Hughes, jak i firmy Loral. Kiedy więc inny technicy spoglądają na przemysł satelitarny niczym na nie zbadane obszary kosmosu zdobywane przez słynny statek kosmiczny Star Trek, dla Koehlera to naturalne przedłużenie jego kariery zawodowej. Może kompetentnie wypowiadać się na temat technologii satelitarnych i bez oglądania się na nafaszerowanego kofeiną inżyniera posługuje się ze swadą terminami takimi, jak "wielotorowy" czy "latencja".

Czynnik fachowości Koehlera jest nie bez znaczenia. Nawet kiedy wynajmujesz satelity, dostarczanie ludziom usług internetowych przez satelitę może okazać się przedsięwzięciem niepewnym. Stałe satelitarne łącze do Sieci jest raczej niepraktyczne, ale alternatywa, czyli przesyłanie danych w dużych pakietach i następnie zamykanie połączenia, może przeciążyć system odbiorcy. Dlatego Tachyon skoncentrował się na inżynierii. W skromnej kwaterze głównej firmy opowiadają: W zwykłym biurze podobnej firmy zobaczycie grube pęki kabli zwisające z sufitu. Biurka wypełnione monitorami i jednostkami centralnymi. Tu nie uświadczysz żadnego sprzętu NASA, tablic kontrolnych pokrytych przyciskami czy talerzy satelitarnych.

Co najwyżej podstawowe kody cyfrowe na monitorach i okablowane panele na stołach. Dzięki tej koncentracji Bruce Carneal i jego drużyna mogą stwierdzić, że znaleźli rozwiązanie problemu transmisji danych.