Samotność erotomana

Wbrew potocznemu mniemaniu, technologiczna rewolucja, jaką przeżywamy, wcale nie zbliżyła ludzi do siebie. Owszem, możemy wymieniać w jednej chwili „mejle” z osobami z drugiego końca świata, możemy przez Internet poszukać ludzi podzielających nasze zainteresowania czy upodobania i w kilkanaście minut zdobyć sobie zupełnie nowe środowisko do pogwarek, nieważne, iż złożone z ludzi rozrzuconych po całym globie.

Wbrew potocznemu mniemaniu, technologiczna rewolucja, jaką przeżywamy, wcale nie zbliżyła ludzi do siebie. Owszem, możemy wymieniać w jednej chwili „mejle” z osobami z drugiego końca świata, możemy przez Internet poszukać ludzi podzielających nasze zainteresowania czy upodobania i w kilkanaście minut zdobyć sobie zupełnie nowe środowisko do pogwarek, nieważne, iż złożone z ludzi rozrzuconych po całym globie.

A jednak - podtrzymuję swoje. Wcale nas to nie zbliża do siebie, a czasem wręcz oddala. Kontakt internetowy jest łatwy, ale i szalenie niezobowiązujący. Jeden ruch myszy - i masz przyjaciela. Drugi ruch myszy - i już go nie ma. Aby wymazać ze swego życia prawdziwego znajomego, takiego, jakiego się ma z podwórka, z wojska czy szkoły, już nie wspominając o członkach rodziny, trzeba by własnoręcznie dokonać morderstwa, do czego nie każdy jest zdolny, mimo całego warunkowania przemocą, jakie funduje nam od małego telewizja. Natomiast znajomego z Internetu wystarczy umieścić w „kilfajlu”.

Diabli zresztą wiedzą, kogo w ten sposób wirtualnie uśmiercamy. Internet - przynajmniej w pewnym momencie, bo badania na ten temat, jakie czytałem, pochodziły sprzed paru ładnych lat - okazał się rajem dla wszelkiego rodzaju mitomanów, oszustów i bajerantów. Zresztą co tu gadać, chęć poudawania kogoś, kim się nie jest, tkwi przecież w każdym z nas - i tę właśnie pokusę przypięty do Sieci komputer potrafi rozpalić do białości. Niejednego znudzonego faceta bawi, gdy napisze pod „niknejmem”, że jest niebieskooką blondyną o opływowych kształtach, i gdy może potem czytać listy od nabranych. Choć nie wiem, skąd może mieć pewność, czy to nie on właśnie jest w tych listach nabierany.

Wielu użytkowników Internetu odczuwa tę nieważkość elektronicznej znajomości, starając się, aby stanowiła ona tylko wstęp do poznania się prawdziwego - wiele list dyskusyjnych np. organizuje spontanicznie towarzyskie zjazdy uczestników. Zazwyczaj w parze z nimi idzie wyodrębnienie się, utworzenie listy zamkniętej dla obcych, wymagającej specjalnego zaproszenia. Ci, którym udało się przez Internet dobrać w zgraną paczkę - obserwowałem takie sprawy - odczuwają potrzebę odcięcia się od internetowego pospólstwa, od czatowych mękołów, potrafiących godzinami przerzucać się głupawymi uwagami z innymi głupkami. Muszę powiedzieć, że dla mnie "czaty" są jednym z najbardziej przygnębiających miejsc w Sieci. Nie mówię, oczywiście, o organizowanych przez portale spotkaniach z tzw. ciekawym człowiekiem, raczej będących czymś w rodzaju wieczoru autorskiego czy konferencji prasowej, tylko o netowych hyde-parkach, w których znaleźć można mniej więcej tyle samo mądrości, co na upstrzonej bazgrołami ścianie blokowiska.

Zdobywanie przyjaciół w Sieci udaje się znakomicie tym, którzy mają przyjaciół i bez tego. A miało być inaczej - jeszcze nie tak dawno czytałem, że Internet to wielka szansa dla ludzi, mających kłopoty z przystosowaniem się do środowiska, „niezsocjalizowanych”, obciążonych patologiczną sytuacja rodzinną itd. Tymczasem dla takich ludzi sieć wydaje się raczej zagrożeniem. To z nich rekrutują się maniacy, którzy potrafią "czatować" godzinami na każdy temat i komentować przez całą dobę, co akurat pokazała kamera w domu Wielkiego Brata. Ci nieszczęśni ludzie mają, teoretycznie, tysiące znajomych i kumpli - a przecież w istocie nie mają ich w ogóle. Sieciowy maniak jest równie samotny erotoman - liczba kontaktów nie jest w stanie wynagrodzić mu ich powierzchowności.

Zanim upowszechniła się sieć komputerowa, bardzo podobny syndrom opisali psychologowie, badający ludzi uzależnionych od telewizora. Wniosek stąd płynie banalny, ale miły mojemu sercu i memu chłopskiemu rozumowi: wszystkiego próbować, z niczym nie przesadzać. Dobrze jest powymieniać sieciowe listy i dobrze potem wyłączyć komputer, żeby pójść ze znajomymi do baru albo urządzić sobotniego grilla.