Reklamę polityczną sztaby kupią bez przeszkód

Ad.net rozesłał list prosząc internetowych wydawców o wskazanie partii poliycznych i kandydatów na prezydenta, których ogłoszeń nie chcieliby oni widzieć na swoich witrynach. $Pecunia non olet$, ale są jednak preferencje polityczne, sprawa delikatna, które dla wydawców mogą być od zysku ważniejsze.

Wiadomość rozesłana przez Ad.net, obok listy kandydatów na prezydenta i nazw partii zawiera taki oto fragment: Proszę o informację, czy chcą Państwo ograniczyć (i w jaki sposób ograniczyć) emisję reklam politycznych na swoich serwisach internetowych. Czy możemy promować na Państwa powierzchni reklamowej wszystkie opcje polityczne? Jeśli nie, proszę o oznaczenie na powyższej liście, na które opcje nie wyrażają Państwo zgody.

To działanie całkiem nowatorskie. Wydawcy - przynajmniej ci zrzeszeni w sieciach - nie mieli dotąd możliwości zadecydowania o tym, czyje ogłoszenie wyborcze znajdzie się w ich serwisie, a czyje należy wykluczyć. Chcemy być w jak najlepszych kontaktach z naszymi witrynami - wyjaśnia Marcin Jabłoński, specjalista ds. zakupu sieci Ad.net. Dowiedzieliśmy się od niego, że w ciągu jednego dnia od rozesłania zapytania wypowiedzieli się już praktycznie wszyscy wydawcy. Niestety nie chciał ujawnić, jakie partie czy kandydaci zostali wykluczeni.

Sieć ARBOmedia rozwiązuje sprawę jeszcze przy podpisywaniu kontraktu z wydawcą. - Pytamy go, czy akceptuje kampanie polityczne. W 99% przypadków wydawcy, którzy akceptują takie kampanie, akceptują wszystkie, nie wyróżniając żadnych partii politycznych. W indywidualnych przypadkach, gdy wydawca, który wstępnie zgodził się na kampanie, nie chce ogłoszeń danej partii czy kandydata, staramy się mu iść na rękę i wstrzymujemy u niego emisję - wyjaśnia Marcin Woźniak, dyrektor zarządzający ARBOmedia.

Onet.pl deklaruje, że wszystkich traktuje w jednakowo demokratyczny sposób. Programowo nie mamy jako portal żadnych poglądów politycznych - deklaruje rzecznik Onetu, Piotr Tchórzewski. - Nasza powierzchnia reklamowa jest do dyspozycji każdego. Dodaje jednak - jeśli ktoś, próbowałby za naszym pośrednictwem rozpowszechniać treści szkalujące inną osobę, spotkałby się z odmową. Przewodnikiem dla sztabów wyborczych jest więc regulamin zamieszczania reklam. Oczywiście kilka drastycznych sytuacji wyklucza. Czy jednak sztab Giertycha mógłby się liczyć z odmową, gdyby - przyjmijmy niedrastyczą wersję - zdecydował się nazwać Tuska masonem? -Istnieje kwestia elementarnej grzeczności - tajemniczo odpowiada Tchórzewski. Można się więc spodziewać, że ekipa Onet.pl zainterweniuje.

Przypuszczalnie postąpią tak wszyscy wydawcy, przynajmniej ci, którzy nie są zdesperowanymi poszukiwaczami przychodów z reklam i deklarują chęć politycznej obiektywności. Zamierzamy emitować reklamy komitetów wyborczych i kandydatów. Nie zamierzamy odmawiać kandydatom żadnej opcji, jak długo program wyborczy partii bądź kandydata i przekaz reklamy nie kłócą się z prawem polskim, nie nawołują do nienawiści, nie znieważają, nie zawierają treści rasistowskich, nie ma w nich przekazu dyskryminującego kobiety - sumuje Michał Brański, członek zarządu o2.pl. Portal gościł już reklamy z całej krajowej sceny politycznej - partie liberalne, lewicowe, centroprawicowe. Rynek reklamy internetowej jest otwarty na każdą partię i każdego kandydata, ale to wydawca ma ostatnie słowo.