Przez pryzmat Standardu

Francuz górą! Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Vivendi Universal wygra walkę o Elektrim. Czyżby Deutsche Telekom złożyło broń?

Sukcesy zarządu Elektrimu w składzie: Barbara Lundberg - Jacek Walczykowski, jak demontaż rady nadzorczej, który sparaliżował przeciwników do czasu NWZA, a potem jego przesunięcie o blisko miesiąc, okazały się pozorne. Pojawia się coraz więcej "oficjalnych nieoficjalnych" informacji, że zarząd złoży rezygnację, a Vivendi doszło do porozumienia z trzecią stroną konfliktu - inwestorami finansowymi warszawskiego holdingu.

Ostateczny wynik tych zakulisowych negocjacji trudno przewidzieć, ponieważ możliwych rozwiązań jest wiele. Vivendi zdaje się skłaniać ku zamianie swoich udziałów w Elektrimie Telekomunikacji na akcje holdingu. Tym sposobem może uzyskać 60-proc. udział w Elektrimie, a inwestorzy finansowi zbliżą się w strukturze własnościowej do "najsmaczniejszym miodku", jakim jest Polska Telefonia Cyfrowa (45% należy do DT, a 51% do Elektrimu Telekomunikacji). Inwestycje Elektrimu w dostęp do Internetu i telefonię stacjonarną zdają się mniej ich interesować, jako mniej rentowne i kapitałochłonne. Znamienne, że zarząd Elektrimu forsuje inną koncepcję: koncentrację spółek telefonicznych i internetowych w PTC. W tej sytuacji inwestorzy musza się zgodzić na transakcję wiązaną: telefonia komórkowa, ale z firmami internetowymi i telefonicznymi.

Fakt, że Vivendi bierze górę nad zarządem Elektrimu nie budzi większego zdziwienia: różnica skali jest gigantyczna. Rozdrobniony akcjonariat, który przez lata pozwalał Barbarze Lundberg kontrolować sytuację, okazał swoją słabość i zarządzącający tandem stanął wobec braku jakiegokolwiek wsparcia. Co więcej, jeden z nich - Eastbridge - oficjalnie wykopał topór wojenny, zirytowany, że nie może sfinalizować sprzedaży udziałów w AGS New Media i Easy Net. Pozostałych inwestorów finansowych interesuje wyłącznie bezpieczeństwo ich pieniędzy i stopa zwrotu. Argumenty Vivendi najwyraźniej bardziej ich przekonują.

Ale co z DT? Niemiecki koncern, który miał stanowić przeciwwagę dla Vivendi, nabrał wody w usta i w żaden sposób nie komentował przepychanek wokół Elektrimu. Znamienny był także fakt przedłużenia ważności listu intencyjnego w sprawie wartej 180 mln USD transakcji DT z Elektrimem. Nie towarzyszył temu żaden konkretny powód, co sugerowało, że sygnał ze strony Niemców należy odczytać: zobaczymy co będzie. W poniedziałek 30 kwietnia upływa drugi termin ważności listu intencyjnego. Postępowanie kontrahentów wiele wyjaśni, ale dotychczasowy rozwój wydarzeń, zdaje się świadczyć, że DT nie ruszy z odsieczą prezes Barbarze Lundberg. Powodów może być kilka. Niemiecki koncern sam ma poważne problemy: długi, niepewna sytuacja w zarządzie, ekspansja w USA. Walka na kolejnym froncie z Vivendi nie jest mu na pewno na rękę. Jednak DT jest dziwnie spokojny o swoje polskie inwestycje. Koncern ma poważne ambicje zakotwiczyć się na telefonicznym rynku w naszej części Europy i trudno podejrzewać, że zrezygnuje z Polski, a zwłaszcza z polskiej telefonii komórkowej, czyli z PTC.

Chociaż analitycy, z którymi rozmawiało IS kilka tygodni temu wątpili w możliwość porozumienia między Vivendi i DT ponad Elektrimem, to zdają się istnieć przesłanki, że się mylili. "Podział łupów" na restrukturyzowanym Elektrimie jest prawdopodobnym scenariuszem. W końcu bliżej z Paryża do Bonn, niż do Warszawy.