Prawo nie uratuje nas od spamu?

Jednym z najbardziej uciążliwych problemów dla wydawców i redakcji pism internetowych okazała się być lawina spamu. Zapchane konta, niższa poczytność list subskrypcyjnych, irytacja – to najczęściej wymieniane skargi. Remedium mają być ustawy antyspamowe podpisane w USA, Wielkiej Brytanii, UE oraz Australii. Czy rzeczywiście? – pyta the Atlanta Journal-Constitution.

Przypomnijmy, że 16 grudnia w Stanach Zjednoczonych podpisana została ustawa antyspamowa (CAN-SPAM Act). Zgodnie z jej założeniami nie wolno masowo przesyłać wiadomości o mylących nagłówkach czy takich, które uniemożliwiają identyfikację nadawcy. Zanim jeszcze została podpisana, ustawa wzbudziła wiele kontrowersji. Chodziło o zapis, że można przesyłać niezamówione e-maile, ale muszą one zawierać możliwość wypisania z listy mailingowej nadawcy. Zadaniem wielu komentatorów, w ten sposób dopuszcza się, a nawet zachęca do przesyłania spamu. Umieszczenie opcji „wypisz mnie ze swojej listy adresatów” wcale nie rozwiązuje problemu lawiny niechcianych wiadomości. Spamerzy wciąż będą mogli zalewać nas e-mailami.

Prawo unijne wzbudza mniej emocji. Wszyscy, którzy będą przesyłać niezamówione wiadomości zarówno drogą elektroniczną jak i w postaci SMS-ów, mogą spodziewać się grzywny w wysokości 8,7 tys. USD. Z kolei w Australii kara za spam wynosi 800 tys. USD. Wadą tych regulacji jest jednak to, że dotykają jedynie spamerów pochodzących z krajów, w których obowiązuje przepis. Nie ma możliwości ścigania nieuczciwych firm z zagranicy, które bombardują nasze skrzynki pocztowe.

Więcej o spamie w naszym wątku tematycznym:

http://www.idg.pl/news/watek.asp?id=17