Pomysł na Dolinę Krzemową we Wschodniej Europie

Podejrzewam, że polskie firmy szybko zorientują się, że w kraju działa Pana fundusz, że jest dla nich ciekawa oferta inwestycyjna. Jak fundusz zamierza rozreklamować się w innych krajach Europy np. w Rumunii czy Bułgarii?

Z pewnością będziemy mieli konkretny plan marketingowy. A poza tym wspólnicy będą jeździć do tych krajów i przedstawiać im naszą ofertę. Będziemy też łatwo dostępni w internecie. Planujemy dużo spotkań.

Jakie kryteria firma musi spełnić, żeby zakwalifikować się do inwestycji ?

Przede wszystkim musi być w stanie się dynamicznie rozwijać. Ten fundusz zaplanowałem na 10 lat, tym samym po tym okresie musi on wygenerować pieniądze. Firmy przez nas wybrane muszą mieć potencjał do tego, by rosnąć, by potem można je wprowadzić na giełdę bądź sprzedać dużej firmie. Muszą mieć prawa do technologii, którą budują bądź współbudują. Inną sprawą jest sam system pracy. To muszą być ludzie, którzy potrafią pracować 6 dni w tygodniu po 12-13 godzin tak, by ze spółki o zerowej pozycji zrobić przedsiębiorstwo warte 15 mln USD w 4 lata.

Kiedy otwarta zostanie siedziba funduszu w Warszawie?

To wszystko zależy od tego, kiedy uda nam się zakończyć rekrutację na osoby zarządzające przedsięwzięciem. Chciałbym, żeby fundusz zaczął działać już we wrześniu bądź październiku br. Do końca roku powinniśmy mieć na miejscu już całą 16-20 osobową załogę i mam nadzieję już pierwsze 5-6 inwestycji.

Skąd pomysł, żeby inwestować właśnie w tym rejonie Europy?

Przede wszystkim wynika to z tego, że tutaj jest dużo osób wykształconych w dziedzinie technologii. Mają dużą wiedzę, są przedsiębiorczy. Lubią podejmować ryzyko, dzięki czemu będą w stanie zarobić kilka-kilkanaście milionów USD. Ogółem będziemy dobrze płacić, ale to pewnie tylko jeden na czterech zarobi miliony USD.

Inwestował Pan sporo w Chinach w branży internetowej. Jak wyglądał program inwestycyjnym tam? Czy myśli Pan, że podobne problemy pojawią się również w Polsce czy szerzej w Europie Środkowo-Wschodniej?

Do Chin weszliśmy jako pierwsi. Wtedy nie było tam giełdy, tym samym jedyną możliwością zainteresowania innych firmą było sprzedanie im części udziałów. Inną sprawą była obawa o to, jak socjalistyczne władze Chin potraktują fakt, że obca, zachodnia firma zarabia tam miliony USD. Czy będą chciały ją dodatkowo obciążyć podatkami, wyrzucić z kraju? Spotkaliśmy się z prezydentem i z premierem Chin, którzy powiedzieli nam, że w tej chwili kraj jest tylko producentem dóbr, które należą do firm zachodnich, więc Chiny zarabiają na tym tylko niewielki procent. Jeżeli państwo wymyśliłoby produkt i samo zaczęłoby go sprzedawać, Chiny stałyby się nowoczesnym społeczeństwem z rosnącymi przychodami. Stąd pomysł, żeby powielić model Doliny Krzemowej. Zainwestowaliśmy w Chinach w firmy, które teraz są największymi podmiotami na rynku internetowym. W przypadku Sohu, który jest jednym z największych portali, zapłaciliśmy 22 centy za akcję, która potem stała się warta 36 USD. Zainwestowaliśmy 2 mln USD za 20% udziałów w Tencent, wiodącym komunikatorze. Teraz firma jest szacowana na giełdzie na 15 mld USD, więc nasze 20% jest warte 3 mld USD. Zainwestowaliśmy też w wyszukiwarkę Baidu. Włożyliśmy tam 1 USD za akcje, a teraz jedna akcja warta jest 400 USD. W tej chwili w Chinach jest bardzo duża konkurencja, ale że my byliśmy tam pierwsi, mamy bardzo dobrą reputację. Zainwestowaliśmy ogółem 400 mln USD w 220 firm. Z jednej trzeciej z nich już wyszliśmy. Plan na wyjście z reszty wskazuje, że fundusz dostanie 2,45 mld USD, a to będzie sześciokrotny wzrost inwestycyjny.

IDG VC dostało też wyłączność na wprowadzenie MySpace do Chin...

Kiedy Rupert Murdoch planował wejść do Chin, powiedział, że my jesteśmy najbardziej znanym funduszem venture capital. Odpowiedziałem mu na to, że sukces tkwi w tym, że my zawsze pozwalamy Chińczykom zarządzać spółką, w którą inwestujemy, bo oni wiedzą najlepiej, jak to robić na własnym rynku. I tym samym Chińczycy mają zwykle większość udziałów. Kiedy sprzedaliśmy Eachnet, największy serwis aukcyjny w Chinach eBayowi, sytuacja w spółce kompletnie się zmieniła. Amerykanie wprowadzili własny styl zarządzania i po dwóch latach wypadli już z gry. Mogę podać inny przykład: to samo zrobiło Yahoo! w portalu 3721, który im sprzedaliśmy. Stąd zaznaczyliśmy Rupertowi Murdochowi, że naszym warunkiem na współpracę jest to, żeby zgodził się, aby przedsiębiorstwo, które będzie prowadzić MySpace w Chinach, stało się jego właścicielem (z 51% udziałów). Tym samym IDG VC zainwestowało 20%, a News Corp. 25%.

Czy serwis już ruszył?

Tak, zwerbowaliśmy głowę Microsoft China do prowadzenia firmy. Oczywiście na rynku chińskim jest wiele stron podobnych do MySpace, więc konkurencja jest spora. Rośniemy jednak szybko i być może za 18 miesięcy będziemy największym serwisem społecznościowym pod względem liczby użytkowników.

Dziękuję bardzo za rozmowę.