My Józefiaka, wy Streżyńską

Już w najbliższy poniedziałek Telekomunikacja Polska ma mieć nowego prezesa - twierdzi Puls Biznesu. Taką plotkę przedstawia także w swoim blogu Ryszard Czarnecki, europoseł "Samoobrony". Być może, to próba wpłynięcia na premiera Jarosława Kaczyńskiego, żeby zgodził się odwołać Annę Streżyńską z funkcji prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Ale politycy PiS nie wierzą w takie układy. Po co? Wkrótce prezydent podpisze ustawę o państwowym zasobie kadrowym, na mocy której m.in. prezes UKE może zostać odwołana przez premiera ze stanowiska w każdej chwili i bez podania przyczyn.

Telekomunikacja Polska gorączkowo szuka sposobów na pozbycie się Anny Streżyńskiej ze stanowiska prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Nie tylko już podważa jej prawomyślny wybór (została nominowana przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza z pominięciem wyników konkursu organizowanego przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji), co w konsekwencji oznaczałaby, że wszystkie jej decyzje są nielegalne, lecz także debatuje nad wymianą prezesa na bardziej przyjaznego wobec PiS. Relacyjność w stosunkach z władzą - tym charakteryzuje się postawa France Telecom, właściciela TP, we wszystkich krajach. Ale tym razem FT może osiągnąć sukces nie kiwając nawet palcem.

Markowi Józefiakowi, prezesowi TP, kadencja kończy się w marcu 2007 r. Skoro PiS na żadne układy nie pójdzie, to po co zmieniać teraz prezesa? Lepiej poczekać, aż Jarosław Kaczyński ogłosi jeszcze w tym roku konkurs na nowego szefa UKE, co wprost wynika z nowej ustawy, nowelizującej Prawo Telekomunikacyjne.

Bezpartyjny, ale fachowiec

W grudniu ubiegłego roku przyjęto zasadę, że prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej powołuje i odwołuje Prezes Rady Ministrów spośród trzech zaproponowanych kandydatów przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji (KRRiT). Kadencja Prezesa UKE miała trwać 5 lat, zaś mógłby zostać odwołany wyłącznie w przypadku np. rażącego naruszenia ustawy, orzeczenia o zakazie zajmowania kierowniczych stanowisk lub popełnienia przestępstwa z winy umyślnej ściganego z urzędu, stwierdzonego prawomocnym wyrokiem sądu oraz złożenia rezygnacji. Gwoli przypomnienia, gdy w 2001 r. SLD chciał wyrzucić ze stanowiska Kazimierza Ferenca, prezesa Urzędu Regulacji Telekomunikacji, to musiał zmienić tej instytucji nazwę i kompetencje. PiS przeforsowało utworzenie państwowego zasobu kadrowego w postaci zbioru kandydatów na wysokie stanowiska państwowe. Opozycja mówi, że jest to zamach na służbę cywilną i państwo prawa. Jej zdaniem odtąd przestaną się liczyć kompetencje, tylko postawa rodem z PRL: "mierny, bierny, ale wierny". Takim nowym prezesem może być następca Anny Streżyńskiej.

Przyjęta 22 lipca 2006 przez Sejm ustawa o państwowym zasobie kadrowym, obsadzaniu wysokich stanowisk państwowych oraz o zmianie niektórych ustaw przewidziała, że obsadzanie wysokich stanowisk państwowych będzie następowało w drodze powołania osób na określone stanowiska z pewnej zdefiniowanej już grupy osób. Początkowo do kadr IV RP mają się zaliczać urzędnicy służby cywilnej, jeżeli posiadają co najmniej pięcioletni staż pracy; osoby, które złożą z wynikiem pozytywnym egzamin organizowany przez Krajową Szkołę Administracji Publicznej (KSAP), a także ci, co wygrają konkursy ogłoszone przez Prezesa Rady Ministrów na stanowiska wymagające specjalnych kompetencji. Jednakże premier lub właściwy zwierzchnik urzędnika zawsze może go odwołać ze stanowiska bez podawania przyczyn w dowolnym momencie. Dodatkowo osoby chcące pozostać w tym zasobie są zobowiązane co 5 lat poddawać się weryfikacji egzaminem w KSAP.

I właśnie ta ustawa wprowadziła zmiany do kilkunastu innych aktów prawnych, w tym do Prawa Telekomunikacyjnego. Według nowych przepisów "Prezesa UKE powołuje Prezes Rady Ministrów, spośród osób należących do państwowego zasobu kadrowego, zaproponowanych przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Prezes Rady Ministrów odwołuje Prezesa UKE". Nie ma mowy o żadnej kadencji i okolicznościach, które wymuszałaby ustąpienie Prezesa. Liczy się wyłącznie wola premiera.

Samowolka Marcinkiewicza

Jak już wspominaliśmy Anna Streżyńska nie zakwalifikowała się do II etapu konkursu ogłoszonego przez KRRiT, co skonsternowało ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Nie konsultując się z Jarosławem Kaczyńskim, zdecydował on o powołaniu Anny Streżyńskiej na stanowisko prezesa UKE. To rozwścieczyło Jarosława Kaczyńskiego. Chociaż w jego expose usłyszeliśmy trochę ciepłych słów pod adresem działań regulacyjnych UKE i konieczności obniżenia kosztów połączeń telefonicznych i dostępu do Internetu, to niewątpliwie utworzenie państwowego zasobu kadrowego stanowi dlań świetną okazję, by pokazać światu, kto tak naprawdę rządzi. Nawet jeśli za Anną Streżyńską staną murem Ludwik Dorn i posłowie jak Antoni Mężydło, to Jarosław Kaczyński, znany z hołubienia dawnych uraz, zapewne odwoła panią Prezes. Być może pod wpływem argumentów swojego otoczenia łaskawie się zgodzi, by w konkursie na szefa UKE mogła stanąć Anna Streżyńska.

Jest tylko jeden mały problem, o którym PiS raczy zapominać. Prawo Telekomunikacyjne wynika z dyrektyw unijnych, które jasno mówią, że regulator ma mieć zagwarantowaną niezależność od rządu. Tym samym, sposób powoływania nowego prezesa UKE, a zwłaszcza tryb jego odwoływania jest sprzeczny z prawem unijnym. Na dodatek, inwestorzy zagraniczni, zachęceni dotychczasową postawą regulatora, zwłaszcza lipcowymi decyzjami, stracą zapał do inwestycji w polski rynek telekomunikacyjny, traktując nasz kraj jako niepoważny, narażony na zbyt duże ryzyko polityczne. Czy o to chodziło PiS?