Milioner i mesjasz rewolucji francuskiej

"Zawsze podziwiałem ludzi, którzy zaczynali od zera i zbudowali imperia. W wieku 39 lat zdałem sobie sprawę, że jest już za późno, aby pójść w ich ślady: nie będę nawet przedsiębiorcą, który ma własną firmę" - mówi Jean-Marie Messier, mimo że - jak twierdzi - prowadzi Vivendi tak, jakby był jej właścicielem.

Ale jego rola w gospodarce francuskiej może okazać się mniejsza niż rola jego kolegów gdziekolwiek na świecie. Po pierwsze, brakuje mu dobrego samopoczucia "pana na włościach", które jest źródłem inspiracji dla wielu biznesmenów w USA czy Wielkiej Brytanii. Po drugie, mimo że Francja zachwyca się jego stanowczym odpieraniem ataków konkurencji amerykańskich czy europejskich gigantów, niezbyt gorliwie podchodzi do wypracowywania zysków za wszelką cenę. "Czy Francja naprawdę musi konkurować na scenie światowej?" - pyta Jean-Marie Messier.

"Niektórzy mogą oskarżać mnie o przejście na kapitalizm, którego nie popierają" - zauważa prezes Vivendi we wstępie do swojej książki. "J6M.com" ma pomóc w rozwianiu mitów, jakie powstały na temat jego kariery. Ma bronić jego prawa do bycia kapitalistą w najbardziej niefrancuskim sensie tego słowa. Ze śmiechem wyobraża sobie reakcję na książkę: "Stał się megalomanem, Vivendi już mu nie wystarcza, teraz musi pisać książki".

Jean-Marie Messier może stać się współczesnym mesjaszem biznesu, którego teorie i poczynania wpłyną na sposób myślenia francuskich firm o ich miejscu na świecie. Nie mogą już zadowalać się byciem po prostu francuskimi czy europejskimi, lecz muszą przyglądać się USA i reszcie świata, szukać nowych rynków, klientów, zakupów i udziałowców.

Jednak dopóki rząd francuski nie zliberalizuje surowego prawa pracy i nie obniży podatków, dopóty wszelkie wysiłki, zmierzające do nakłonienia francuskich firm na wkroczenie w nową erę konkurencyjności, mogą pójść na marne.

Naciskane przez udziałowców i kursy giełdowe na zwiększenie rentowności francuskie firmy wciąż pozostają w pętach prawodawstwa, które uniemożliwia sprostanie tym wyzwaniom. Nowy kapitalizm, o którym mówi Jean-Marie Messier, może skłonić wiele francuskich spółek do przeniesienia siedziby za granicę.

Jeśli nowa gospodarka ma stać się czymś więcej niż tylko medialnym sloganem, rząd będzie musiał kontynuować liberalizację przepisów, które ograniczają działalność przedsiębiorców.

"W naszym kraju nigdy nie powstanie Dolina Krzemowa, jeśli francuskie społeczeństwo, a w szczególności politycy, nie zmienią stosunku do pieniędzy" - mówi Jean-Marie Messier. - "Niestety, dzisiaj nie dostrzegam objawów tej ewolucji". "Być może młodzi ludzie, którzy identyfikują się z Net generation, będą musieli wejść do świata polityki, aby zmienić francuską ekonomię" - dodaje.

Ale to nie zdarzy się jutro. Urzędnicy państwowi, zaludniający nasze ministerstwa, nie mają się czego obawiać: internetowe pokolenie nie pragnie ich zastąpić. Młodzi ludzie będą woleli - jeśli nie znajdą innego sposobu - przenieść się ze swoimi marzeniami, entuzjazmem, pomysłami i pracą gdzie indziej.