Król Midas i fałszywi prorocy

Wspaniale jest być zamożnym. Nie trzeba się martwić o to, co do garnka włożyć, a zakup aparatu protetycznego dla dziecka kosztuje tyle, ile czas stracony przy wypisywaniu czeku. Niewielu zrezygnowałoby z takiego bezpieczeństwa i wróciło do świata minionych pokoleń.

A mimo to czegoś brakuje. Wielu spośród nas, którzy osiągnęli sukces, czuje, że cierpi z powodu utraty celu w życiu. W tym czasie gospodarka znalazła się w centrum naszych zainteresowań, a w ciągu ostatnich dwóch dekad wodze kierownictwa od intelektualistów i biurokratów przejęła kadra zarządzająca światem biznesu. Problemy edukacji, polityki socjalnej, etyki, a nawet moralności formułowane są językiem świata biznesu. Nie jest więc całkiem niedorzeczne, by właśnie w naszej pracy szukać sensu życia.

Posuwanie się po szczeblach kariery zajmuje większość naszego życia na jawie. Dla wielu z nas praca jest ciągłym źródłem produktywności i inspiracji. Nawet tak zwykłe zajęcia, jak maszynopisanie czy wypełnianie formularzy, mogą być źródłem satysfakcji. Przynoszą satysfakcję z dobrze wypełnionego zadania. I jest to z pewnością znaczące, że magnaci technologii w dalszym ciągu ciężko pracują, mimo iż mają już tyle pieniędzy, że nie będą w stanie ich wydać. Ich wysiłki dowodzą, iż poszukują nagrody natury psychologicznej, nie związanej z pieniędzmi.

Próba odnalezienia wyższego celu i sensu w pracy będzie prawdopodobnie nieudana. W nielicznych przypadkach, kiedy jest odwrotnie, nasze oczekiwania zapewne nie zostaną zaspokojone w 100%. Nowoczesny kapitalizm technologiczny, mimo żywotności i sprawności, nie może sam w sobie nadawać sensu życiu.

Nie jest to jedynie kwestia filozoficzna. Gdy poszukujemy sensu w pracy kosztem instytucji stworzonych przez społeczeństwo specjalnie po to, by nadawały sens życiu - kultury, rodziny, kościoła itp. - wiele ryzykujemy. Możemy nie tylko się zawieść, możemy także doprowadzić do zniszczenia własnego dobrobytu zapewnianego przez wolny rynek.