Król Midas i fałszywi prorocy

Ta pogoń za wyższymi celami jest wszechobecna we współczesnej gospodarce. Co więcej, gloryfikują ją modne biznesowe biblie o tytułach typu: "The Soul of Work" czy "The Monk and the Riddle". Na konferencje na temat nowej gospodarki często zaprasza się duchowych guru, takich jak Deepak Chopra1, aby wyjaśniali członkom kadry zarządzającej, jak zaprząc mistyczne siły kosmosu do pomnażania zysków. Czasopisma zajmujące się tematyką nowoczesnej gospodarki, np. Fast Company, poświęcają wydania specjalne "życiu, które działa". Niedawny, wstępny artykuł redakcyjny w czasopiśmie Red Herring określił gospodarkę jako wyraz najwyższych ludzkich możliwości: "Pieniądze lgną do tych, którzy pomnażają je z miłości".

Głoszenie takich poglądów stało się na tyle powszechne, iż zapomina się o ich nowatorstwie. Nie ma bowiem czasu na przejrzenie całej literatury socjologicznej na temat postaw robotników z początku i połowy XX wieku. By je przedstawić, powinna wystarczyć zaledwie jedna książka autorstwa Studsa Terkelsa, zatytułowana "Working", lub być może krótka pogawędka z własnym dziadkiem. Z pewnością nie usłyszymy od niego wiele o zbawianiu świata lub odnajdywaniu nirwany w miejscu pracy. Bardzo prawdopodobne jest natomiast, iż powie: "Do licha! Zaharowywaliśmy się na śmierć, żeby móc rzucić żarcie na stół. Mieliśmy pracę, która umożliwiała nam płacenie rachunków, i to wszystko". Dla ludzi pokroju naszych dziadków dzisiejsza retoryka na temat sensu życia na stanowisku pracy może wydawać się absurdalna.

Co więc się zmieniło? Zasobność obywateli, ot co. Przez całą, długą, przeważnie nędzną historię ludzkości ludzie czerpali silne poczucie sensu życia i spełnienia z samego wychodzenia zwycięsko z codziennej walki z niedostatkiem. Pracowali ciężko, by nakarmić rodziny i zapewnić im dach nad głową. Taka egzystencja była monotonna, lecz walka o godność i środki do życia dostarczała powagi, dumy z pokonywania żywiołów, niezaprzeczalnej głębi moralnej.

Dla wielu z nas walka o byt zakończyła się bezpowrotnie. Staliśmy się członkami pierwszej w historii masowej klasy ludzi zamożnych. Dobrobytem cieszą się teraz miliony Amerykanów. I mimo że bieda - w znaczeniu bliskim przymierania głodem i radykalnego pozbawienia środków do życia - nie została całkowicie wyeliminowana w USA, jest to zjawisko rzadkie i egzotyczne.