Klik, klik

Problem DoubleClicka sprowadza się do kwestii podaży i popytu. Liczba witryn internetowych przekracza liczbę wspierających je finansowo reklam, toteż nawet najlepsze strony nie są w stanie sprzedać całej swej przestrzeni reklamowej. Witryny te nie mogą narzekać na brak użytkowników, jednak reklamodawcy najwyraźniej nie są na tyle spragnieni odbiorców, by je utrzymywać - a w każdym razie, jeszcze nie teraz. "Wszyscy klienci, z którymi rozmawiam, twierdzą, że rynek ten będzie się rozwijał" - stwierdza Kevin Ryan, prezes zarządu DoubleClicka. - "A reklamodawcy zawsze podążą za klientami".

Obecnie 39-letni Kevin O'Connor wraz ze wspólnikiem Dwightem Merrimanem założyli spółkę - która w 1995 r. miała DoubleClick - gdy byli jeszcze dwoma przyjaciółmi z Atlanty, próbującymi zarobić na zabawie w Internet. W tym czasie Kevin O'Connor niewiele wiedział o reklamie internetowej (pierwsze ogłoszenie reklamowe pojawiło się w Internecie prawdopodobnie dopiero w 1995 r. na HotWired), wierzył jednak, że dziedzina ta kryje ogromne możliwości. Początkowo wspólnicy prowadzili działalność medialną, lecz gdy Dwight Merriman nauczył się pisać programy rozmieszczające reklamy w odpowiednich miejscach w Internecie, spółka zwróciła się w stronę technologii.

Szybko skompletowano zespół kierowniczy, a każdy nowo zatrudniony słyszał: "Zastanów się, kto wśród twoich znajomych jest najinteligentniejszą osobą. Jeśli już wiesz, idź i zwerbuj ją dla nas". Kevin O'Connor poważnie myślał o przeniesieniu się do Doliny Krzemowej. Ostatecznie jednak wybrał Nowy Jork, gdzie znajduje się serce amerykańskiego przemysłu reklamowego, Madison Avenue.

Jeszcze do niedawna siedziba firmy DoubleClick mieściła się właśnie przy tej ulicy. Lecz firma rozrosła się na tyle, że była zmuszona przenieść się do nowego budynku położonego niedaleko rzeki Hudson. DoubleClick jest obecnie największą i najlepiej prosperującą firmą w Alei Krzemowej. Może poszczycić się przychodami rocznymi przekraczającymi 500 mln USD, 2 tys. pracowników i boiskiem do koszykówki na dachu swej siedziby. W 1998 r. oferta publicznej sprzedaży akcji wywindowała ich cenę na niebotyczny poziom ponad 135 USD, a nawet po ubiegłorocznym, wiosennym załamaniu cena utrzymała się na przyzwoitym poziomie 30-40 USD za akcję.