Kawiarenek mija czar

Ale i u konkurencji lokal świeci pustkami. Trzech wyraźnie znudzonych młodych ludzi sączy piwko z puszki. Kupili je w sklepie, bo kafejki internetowe nie mają koncesji na sprzedaż alkoholu."Młodzież ze szkół nie przychodzi, ponieważ są tam pracownie komputerowe, a w domu ma komputer z podłączeniem do Internetu. Kiedyś przyszło do mnie starsze małżeństwo. Pani powiedziała, że jeszcze nigdy nie widziała Internetu. Pokazałem im, jak łatwo się z tego korzysta. Przychodzili jeszcze kilka kolejnych dni, ale potem widać im się znudziło, bo przestali" - opowiada właściciel.

"Nie przychodzą, bo drożyzna" - wtrąca jeden z młodzieńców z piwem. Drugi mu przytakuje: "Te ceny to chyba z sufitu. Kto zapłaci 30 zł za godzinę nauki korzystania z Internetu? A wydruk kartki papieru 1 zł? To zdzierstwo"."Sprzęt jest drogi i szybko się zużywa. Tonery do drukarek kosztują fortunę" - próbuje tłumaczyć właściciel. Ale wielbiciele gier komputerowych machają ręką. "Biznes chybiony" - podsumowuje jeden z nich.Pan Józef z centrum Warszawy miał dobry pomysł. "Kafejka to tylko część mojej działalności, na której właściwie nie zarabiam" - tłumaczy. - "Dałem ogłoszenia, że prowadzę kursy komputerowe dla przyszłych sekretarek. Zbiera się kilka osób w grupie, a ja uczę je, jak obsługiwać dane programy komputerowe

robić tabelki itp. Młodzież po szkole jest na ogół niedouczona. Owszem, miała zajęcia komputerowe, ale albo za mało, albo były źle prowadzone. Większość młodych kobiet, które tu trafiają, jest kompletnie nie przygotowana. Niektóre nawet nie potrafią posługiwać się myszką" - mówi.

Jego kawiarenka oferuje także usługi dla małych firm. "Trzymamy ich strony na naszym serwerze i za to nam płacą" - wyjaśnia. Ale inni nie mają tak dobrych pomysłów na przetrwanie. Liczą, ile stracą na sprzedaży komputerów. Kilka miesięcy temu kupowali nowe, a teraz za używane nikt nie da im dobrej ceny. "To było szaleństwo" - przyznaje pan Władysław, sąsiad baru "Pod kufelkiem". - "Ale gdziekolwiek bym się obejrzał, słyszałem tylko jedno magiczne słowo: Internet. No i dałem się zwieźć modzie.

Może w innym miejscu moja firma miałaby większą szansę". Nie wszyscy narzekają. Dyrektor jednej ze szkół na wsi pod Bydgoszczą na zapleczu sklepu spożywczego założył kafejkę z dwoma komputerami. Uczniowie cierpliwie czekają godzinami, aż zwolni się stanowisko. "Dyrektor zadaje dzieciom z gimnazjum prace, których nie wykonają bez pomocy Internetu" - mówi jedna z nauczycielek, która w obawie, by nie stracić pracy, nie chce ujawniać nazwiska. Kafejka jest zarejestrowana na żonę dyrektora. W gimnazjum istnieje pracownia komputerowa, ale jest ona otwarta tylko w czasie lekcji. Potem dostęp do komputera młodzież ma jedynie w kafejce. "Dyrektor jest informatykiem. Zadaje uczniom zadania domowe, do których wykonania niezbędny jest komputer" - opowiada nauczycielka. - "We wsi komputer ma tylko rodzina sołtysa. Reszta dzieci musi płacić za korzystanie z komputera żonie dyrektora".

"Rodzice się nie buntują i chętnie posyłają dzieci do dyrektorowej. Tych paru złotych mi nie żal" - twierdzi jedna z mam. - "Kiedyś i tak płaciłam dyrektorowi za korepetycje, bo mówił, że mój syn nie ma szans zdać do następnej klasy. Teraz widzę, że komputer go wciągnął i sam prosi, by dać mu 6 zł. Może i coś z tego będzie".

Ale mniej operatywni i "zaradni" właściciele kawiarenek internetowych, szczególnie w dużych miastach, zwijają biznesy. Nowy interes najwyraźniej nie wypalił.