Jażdżyński zdążył

Giełdowy debiut Interii trafił na resztki nadziei inwestorów co do nowej gospodarki. Dzięki temu portal ma zapewnione finansowanie na najbliższe dwadzieścia miesięcy. Za to giełdowi gracze, patrząc na jego kurs, ze zdenerwowania gryzą palce.

Giełdowy debiut Interii trafił na resztki nadziei inwestorów co do nowej gospodarki. Dzięki temu portal ma zapewnione finansowanie na najbliższe dwadzieścia miesięcy. Za to giełdowi gracze, patrząc na jego kurs, ze zdenerwowania gryzą palce.

34 mln zł, jakie zapłacili inwestorzy za 25% akcji Interii, to największy zastrzyk gotówki dla polskiego dotcomu od maja ub.r., kiedy to Prokom zainwestował w Wirtualną Polskę. Interia przeznaczy 30% kwoty uzyskanej od inwestorów (czyli ponad 10 mln zł) na marketing. To jedna ósma nakładów na reklamę wszystkich polskich firm internetowych w 2000 r. Chociaż prywatny pakiet akcji prezesa Tomasza Jażdżyńskiego znacznie potaniał od dnia debiutu, to jednak o losy swojego portalu może być w tym roku spokojny.

Jeszcze w styczniu nie miał pewności, czy emisja zakończy się sukcesem. Cały świat, a z nim Polska, tkwił w internetowej bessie. Kiedy Interia przeprowadzała publiczną subskrypcję akcji, indeks Nasdaq Composite wciąż spadał, podobnie jak warszawski TechWIG. "Myśleliśmy, że twarde dno jest już blisko. Wydawało się nam, że giełdę czeka stabilizacja lub wzrost cen" - mówi Tomasz Jażdżyński. - "Nie sądziliśmy, że sytuacja na parkiecie tak się pogorszy". Zarząd Interii brał jednak pod uwagę możliwość niepowodzenia emisji. Wiele było ku temu przesłanek: sytuacja sektora internetowego czy pozycja Interii w rankingach portali. Ale Interia spieszyła się z debiutem świadoma profitów wynikających z pierwszeństwa na parkiecie.

"Opieraliśmy się na przekonaniu, że instytucje finansowe muszą znaleźć miejsce w swoich portfelach dla pierwszej publicznej, typowej firmy internetowej jak nasz portal" - wyjaśnia Tomasz Jażdżyński.

Mimo to większą część akcji skierowano do mniejszych inwestorów w transzy otwartej: przeznaczono na nią 60%, a 40% zaproponowano

w transzy zamkniętej. Interia zamierzała w ten sposób zrealizować dwa cele: rozproszenie akcjonariatu i lepszą promocję portalu. "Internauci pośród naszych akcjonariuszy będą chętniej korzystali z Interii.

To naturalny odruch" - uważa Tomasz Jażdżyński. Poza tym skierowanie oferty do szerszej rzeszy inwestorów miało spowodować, zgodnie z założeniami zarządu, większe zainteresowanie emisją, co za tym idzie - portalem. Przez 2 tygodnie Interia była obecna we wszystkich mediach. Skutek: dwukrotne zwiększenie znajomości spontanicznej marki Interii w lutowych badaniach OBOP-u.

Zarząd liczy, że to jeszcze nie koniec. Interia jest pierwszą, wycenioną przez rynek, spółką internetową i przez jakiś czas będzie odnośnikiem dla całej branży. Choćby z tego powodu nadal będzie o niej głośno. Lutowa emisja akcji zabezpieczyła finansowe potrzeby portalu do końca 2003 r. Może więc on przebierać między kontrahentami.

Dla Interii interesujący jest inwestor z branży telekomunikacyjnej. Byłby on uzupełnieniem firm już związanych z portalem: informatycznego ComArchu i medialnego RMF. Inwestorzy finansowi, którzy wchodzą w rachubę - zdaniem Tomasza Jażdżyńskiego - nie przynoszą dodatkowych korzyści. Pozyskanie "finansisty" było jednak jednym z "wariantów awaryjnych" w razie niepowodzenia emisji. Chętnie wybraliby go inwestorzy Interii, którzy w przeciwnym razie musieliby wysupłać dodatkowe fundusze na podniesienie kapitału portalu. Nie byłoby to na pewno w smak ComArchowi, który w ub.r. był zmuszony zredukować prognozy zysku.

Inwestuje on w bardziej dochodowe dziedziny niż Internet. Prognozy są więc na ogół optymistyczne. Ale... Od dnia debiutu na giełdzie akcje Interii straciły 40% wartości. Niepokoją się więc drobni akcjonariusze, których uwiódł nieco już przywiędły urok nowej gospodarki.