Internet - obrzeża prawa prasowego?

Problem stosowania norm prawa prasowego do treści udostępnianych w Internecie stanowi nie lada wyzwanie. Z jednej strony ocena, czy mamy do czynienia z przekazem prasowym nie należy do najprostszych. Drugą stroną medalu jest fakt, iż praktyczna interpretacja praw i obowiązków dziennikarzy nastręcza wątpliwości.

Charakter przekazu

W początku lat 90-tych próbowano rozważać, czy internet jako całość nie może być utożsamiany z prasą. Szybko porzucono tę koncepcję, skupiając się na tym, iż niektóre z przekazów sieciowych mogą być traktowane na równi z tradycyjną prasą. Z oczywistą sytuacją mamy do czynienia przy elektronicznych odpowiednikach papierowych gazet.

Mnogość form komunikacji internetowej przynosi jednak ze sobą bardziej skomplikowane dylematy. Weźmy pierwszy lepszy przykład. Niewątpliwym problemem jest traktowanie blogów w kontekście prawa prasowego. O ich popularności nie trzeba przekonywać. W wielu przypadkach kolejne zapisy pojawiają się w regularnych odstępach czasu. Tak, że na myśl nasuwa się analogia z biuletynem, a więc jednym z przykładów tradycyjnej prasy. Sprawa nie jest jednak oczywista. Zauważmy, że w przypadku blogów z reguły posty nie są numerowane. A to jest jednym z wyznaczników definicji legalnej prasy. Z drugiej strony witryna na której umiejscowiono blog ma niemal zawsze indywidualną nazwę, a kolejny wpisy są opatrywane datami.

Zasadniczy problem zasadza się jednak na czym innym. Przepisy zakładają potrzebę rejestracji będącą przesłanką formalną przyznania atrybutu prasy. Choć pod adresem takiego rozwiązania są kierowane różne zarzuty, nic nie wskazuje, by było ono wyłączone w przypadku przekazów internetowych. A więc dopóki nie zostaną spełnione przesłanki formalne, nie można mówić o prasie.

Sprostowania

Kolejny problem zasadza się wokół instytucji szczególnych dla prawa prasowego: sprostowań i odpowiedzi. W pierwszym wypadku chodzi o rzeczowe sprostowanie wiadomości, które są nieścisłe bądź nieprawdziwe. O odpowiedzi możemy generalnie rzecz biorąc mówić, gdy "bohater" publikacji pragnie rzeczowo ustosunkować się do wypowiedzi, które mogą zagrażać jego dobrom osobistym. Na marginesie dodać trzeba, że w pewnym okolicznościach, uchylanie się od opublikowania sprostowania grozi odpowiedzialnością karną (jest to przestępstwo z art. 46 prawa prasowego ). Powinni o tym pamiętać prowadzący prasę internetową.

Rolę wspomnianych możliwości wzmaga fakt, iż w realiach sieci prościej natrafić na informacje niesprawdzone. Weźmy chociażby pojawiające się co pewien czas "generatory fałszywych wiadomości", których "nowinki" podchwytywały nawet liczące się serwisy internetowe. Jak traktować te instytucje w odniesieniu do przekazów internetowych? Mamy przecież do czynienia ze specyficzną przestrzenią. Przepisy milczą na ten temat, nie wykluczając możności żądania sprostowania publikacji internetowej. Niestety dotychczasowa praktyka sądowa nie rozstrzygnęła tej kwestii. Problem istnieje więc w praktyce.

Bez wątpienia, realia funkcjonowania internetu osłabiają znacznie wymowę instytucji sprostowania. Pamiętajmy, iż przekaz elektroniczny ma zasięg globalny. Chwytliwe aktualności w przeciągu kilku minut znajdują się w odległych zakątkach sieci. Artykuły prasowe w prosty sposób można kopiować, rozpowszechniać dalej za pośrednictwem list dyskusyjnych, przytaczać obszerne fragmenty na forach internetowych. Niejednokrotnie sam autor nie zdaje sobie sprawę, w ilu miejscach pojawiły się owoce jego pracy. Nie wszystkie zasoby internetowe są przecież indeksowane przez wyszukiwarki. Tak więc opublikowanie sprostowania nie musi rozwiązywać problemu. Co w takim wypadku zrobić z kopiami lokalnymi, archiwizowanymi przez wyszukiwarki internetowe? Zdarzyć się może, że na serwerach zapisano kopie sprzed kilkunastu dni, a więc pozbawione sprostowania. Dodatkowo, w skrajnych przypadkach użytkownicy będą mieli dostęp tylko do tych zapisów.

Sprostowania miały z założenia być między innymi alternatywą dla drogi sądowej, w razie sporów wokół publikacji prasowych. W warunkach internetu może okazać się, że dotknięci przekazami będą śmielej zamiast po sprostowania sięgać po inne środki prawne, próbując choćby opierać się o cywilistyczne podstawy ochrony dóbr osobistych. Zresztą w przypadku serwisów, które nie spełnią warunków formalnych związanych z rejestracją, będzie to w zasadzie najbardziej realna droga dochodzenia swoich praw.

Lokowanie produktu

W realiach internetu pojawia się też kwestia przestrzegania zasad szeroko pojętego prawa reklamy. Prawo prasowe zastrzega, aby przekazy reklamowe przedstawiać w sposób, który nie budzi wątpliwości, iż nie stanowią one materiału redakcyjnego. Wytropienie takich nieuczciwych praktyk nie należy do zadań prostych w przypadku tradycyjnych mediów. Nie trzeba więc przekonywać, że w odniesieniu do internetu pojawia się jeszcze więcej problemów.

Czy reklamą ukrytą będzie uzupełnienie tekstu o odesłania do strony opisywanej firmy? Jest to przecież powszechnie przyjęta praktyka uzupełniania materiałów traktujących o internetowym biznesie. Tak więc trudno postrzegać to jako uchybienie obowiązkom wynikającym z przepisów prawa prasowego. Wszystko zależy jednak od konkretnej sytuacji. Wyobraźmy sobie teoretyczny przypadek, w którym artykuł został sfinansowany przez opisywany w niej podmiot, a wraz z jego opublikowaniem nie podano do publicznej wiadomości tej informacji. Ponadto pojawiły się w nim odesłania prowadzące bezpośrednio do ofert owej firmy. Mamy więc do czynienia z reklamą, która na pozór stanowi tylko materiał redakcyjny, obrazowany linkami. Inną sprawą pozostaje udowodnienie, iż rzeczywiście doszło do uchybienia obowiązkom prawa prasowego. Nie jest to łatwe.

***

Autorem tekstu jest Krzysztof Gienas, prawnik, autor szeregu publikacji traktujących o prawie nowych technologii m.in w Networldzie, Rzeczpospolitej czy Magazynie Internet.