Ile pary w gwizdek, pary w tłoki?

Giełdowe spółki nie szczędziły e-obietnic w minionym roku. Każde internetowe przedsięwzięcie miało przynieść inwestorom kolosalne zyski.

Giełdowe spółki nie szczędziły e-obietnic w minionym roku. Każde internetowe przedsięwzięcie miało przynieść inwestorom kolosalne zyski.

Jeżeli obietnice podzielimy przez dwa, a spodziewane zyski przez dziesięć, to uzyskamy aktualny obraz internetowej gospodarki w Polsce.

Inwestorzy z giełdy Nasdaq długo będą pamiętać 6 miesięcy przełomu 1999 i 2000 r., w ciągu których podstawowy indeks giełdowy wzrósł prawie dwukrotnie. Nie pozostawał w tyle indeks TechWIG na warszawskiej giełdzie, który w tym samym okresie wzrósł dwa i pół razy. Tę giełdową gorączkę wywołały nadzieje na kokosowe zyski spółek IT, których akcje robiły furorę za oceanem. Każdy komunikat, przesyłany za pośrednictwem systemu Emitent, zawierający słowo "Internet", powodował maksymalny wzrost kursów. Pod presją inwestorów i prasy ruszyły więc do działania wszystkie spółki, które z Internetem miały lub mogły mieć coś wspólnego, czyli przede wszystkim przedsiębiorstwa zajmujące się telekomunikacją i informatyką. Analitycy przestrzegali jednak przed bezmyślnym zapatrzeniem na USA i przypominali, że trudno mówić o upowszechnieniu Internetu, a więc i o zyskach z jego implementacji, w kraju, w którym na 100 mieszkańców przypada mniej niż 30 linii telefonicznych.

Niepomne przestróg postanowiły zarabiać na Internecie także firmy z branż odległych od IT, co analitycy poczytywali początkowo jako próbę "napompowania" cen akcji. Zainteresowanie internetowym biznesem zadeklarowały bowiem garbarnie (Chemiskór), fabryki obuwia (Ariel), przedsiębiorstwa budowlane (Atlantis) czy importerzy samochodów (AS Motors). Tak jak więksi rywale, one także chętnie informowały media o swoich ambitnych planach.

Wspólną cechą tych strategii były poważne deklaracje inwestycyjne na poziomie setek milionów złotych i zainteresowanie wszelkimi formami e-biznesu. Większość firm dla wygody tworzyła spółki zależne, zarządzające ich aktywami internetowymi. Menedżerowie skwapliwie podchwytywali wszelkie modne w USA pomysły na e-biznes i włączali je do biznesplanów. W ten sposób zainteresowanie usługami ISP przeistoczyło się w modę na portale i serwisy internetowe, by w połowie ubiegłego roku skoncentrować się na e-commerce, szczególnie B2B.