Homo interneticus

Biz-Dev

Homo interneticus

Wiadomo, że Biz-Dev nigdy by się nie ubrał u Van Heusena! Ale Reege sprawił, że jest w porządku wyglądać elegancko i na czasie: Biz-Dev uwielbia kolory miejskich ubiorów.

Nasz specjalista od rozwijania biznesu (business development) jest - używając jego słów - "godnym zaufania czarnym facetem" z podmiejskiej dzielnicy w Maryland. Po skończeniu studiów w Wesleyan, przez ostatnich 6 lat pracował w 9 różnych firmach internetowych, do których doszlusowywał w fazie startu. Nigdy nie został wyrzucony; sam rezygnował, bo obiecywano mu lepsze warunki. Twierdzi, że wszędzie się czegoś nauczył, nawet jeśli praca była do kitu. "A co najważniejsze" - mówi ukazując nagłym ruchem nienagannie uprasowane mankiety schowane pod letnią marynarką Hugo Bossa - "trzeba być w ciągłym ruchu. Jak rekin, rzecz jasna". Planowanie rozwoju to domena najbardziej uładzonych i zręcznych yetties. Trzeba pamiętać, że myślenie strategiczne to nie marketing.

Wszystko bowiem kręci się wokół transakcji. Jedne z wielu specjalizacji Biz-Dev to: drugie rundy zabiegów o inwestorów; partnerstwo z innymi startującymi; ocena za i przeciw zmian w biznesplanie, a przede wszystkim tworzenie opinii, że Można-Tu-Wiele-Poprawić. "Myślenie strategiczne" - mówi Biz-Dev - "polega wyłącznie na przerabianiu geniuszu na kasę".

Biz-Dev doskonale wie, jak bardzo w jego pracy liczy się image. Jego garnitury - Boss, Beau Brummel i Armani - potęgują efekt. Trochę to kłuje w oczy chłopaków programistów z jego firmy, wielkiego biurowca zapakowanego lśniącymi biurkami z nierdzewnej stali i nowiutkimi iMacami. Ale co z tego? Po pierwsze, w końcu to Nowy Jork, po drugie - twierdzi Biz-Dev - nawet jego kolor skóry pomaga wnieść pozytywne wibracje. Przypomina tym nie opierzonym białym mózgowcom z Dallas, St. Louis i Scarsdale o potędze Sieci, która wynosi jednostki na fali. Biz-Dev wie co robi i za to płaci - jego rozliczenie wydatków pęka od rachunków za ciuchy.

Tak naprawdę to dzieciaki z jego firmy nie całkiem wiedzą co o nim myśleć, kiedy każdego dnia biega z jednego spotkania na drugie: zebranie wiceprezesów w nowym oddziale Drapera Jurvetsona na Manhattanie; dyskusja na temat zawartości stron internetowych w przepastnych biurowcach Spring Street; kolacja w Odeonie z impresario filmów krótkometrażowych i paskarzami e-sztuki; drinki z kumplem ze studiów, który teraz pracuje dla inwestorów z Morgan Stanley; wreszcie ważny wypad do dance klubu w East Flatbush w sobotni wieczór. Nikt nie wie o co chodzi, ale jedno jest jasne: Biz-Dev wnosi kontrakty i tylko to się liczy.

Ale życie Biz-Dev to nie do końca bajka. Mieszka w Fort Greene - linią D dwa przystanki od Broadway-Lafayette. Na podłodze dywaniki z plecionki, na niej meble z Ikei, duży telewizor i iMac pożyczony z biura. Komputer służy do prowadzenia korespondencji i odtwarzania muzyki na głośnikach Bose, które Biz-Dev otrzymał od matki na zakończenie szkoły. W tym mieszkaniu dokładnie raz spotkał się z kobietą. Było to dwa i pół roku temu, czyli - licząc koszt wynajmu - 30 razy 1100 dolców temu. Nie może sobie przypomnieć, jak miała na imię. Kobieta, oczywiście.