Google oficjalnie przeprasza za przechwytywanie danych

Koncern Google wystosował formalne przeprosiny za nielegalne gromadzenie danych z sieci WiFi prywatnych użytkowników. Trudno jednak oczekiwać, by działanie to usatysfakcjonowało wszystkich krytyków koncernu - choćby dlatego, że przeprosiny skierowano do... Nowozelandczyków (a dane gromadzone były na całym świecie). Wcześniej Google przeprosił wszystkich poszkodowanych w mniej oficjalny sposób - wpisem na firmowym blogu.

Przypomnijmy: na początku bieżącego roku okazało się, że samochody fotografujące miasta na potrzeby projektu Street View podczas swoich kursów rejestrowały również dane z wykrywanych na trasie bezprzewodowych sieci WiFi. Google deklarował, że zbiera jedynie podstawowe, publicznie dostępne dane o sieciach - tzn. ich nazwy, lokalizację itp. Okazało się jednak, że koncernu robił znacznie więcej - przechwytywał również dane przesyłane za pośrednictwem niezabezpieczonych sieci WiFi (m.in. fragmenty e-maili, adresy stron WWW itp.).

Przedstawiciele koncernu - w tym sam Sergiey Brin - od razu przyznali, że było to poważnie niedopatrzenie i że sytuacja taka nigdy nie powinna mieć miejsca. Ale koncern bardzo długo za swoje działania nie przepraszał - Eric Schmidt, CEO Google, oświadczył wręcz swego czasu, że nie ma kogo przepraszać, bo nikt nie został poszkodowany ("Kto ucierpiał w wyniku naszych działań? Wskażcie mi taką osobę" - mówił Schmidt).

Przeprosiny się w końcu pojawiły - kilka tygodni temu w blogu firmy pojawił się wpis, w którym przepraszano wszystkich, którzy poczuli się urażeni lub zagrożeni działaniami Google.

A teraz przyszedł czas na formalne, przekazane w formie listu, przeprosiny - aczkolwiek dość ograniczone, bo skierowane wyłącznie do mieszkańców Nowej Zelandii. Google wystosował je, bo działaniami koncernu poważnie zainteresował się tamtejszy urząd zajmujący się ochroną danych osobowych - jego szefowa, Marie Shrof, stwierdziła, że koncern naruszył obowiązujące w Nowej Zelandii przepisy dot. bezpieczeństwa komunikacji i że niewykluczone jest podjęcie działań prawnych przeciwko firmie.

Google zareagował błyskawicznie - koncern przekazał na ręce pani Shrof formalny list z przeprosinami, w którym dodatkowo zobowiązał się do skasowania wszystkich danych, które pomyłkowo zostały przechwycone w tym kraju. Przedstawiciele firmy zapewnili też, że z samochodów fotografujących nowozelandzkie ulice usunięty zostanie sprzęt służący do monitorowania sieci WiFi

"Gromadzenie tych informacji było wynikiem pomyłki - nigdy nie chcieliśmy tego robić i nigdy nie zamierzaliśmy wykorzystać ich do jakichkolwiek celów. Gdy tylko zorientowaliśmy się w sytuacji, natychmiast wstrzymaliśmy monitorowanie sieci WiFi. Jest nam niezmiernie przykro i najmocniej przepraszamy wszystkich mieszkańców Nowej Zelandii za ten indycent" - napisano w liście.

"Wierzymy, że Google nie będzie już gromadził w naszym kraju takich informacji. Gdyby to jednak nastąpiło, przedstawiciele firmy muszą mieć świadomość, że w myśl obowiązującego w Nowej Zelandii prawa byłoby to poważne przestępstwo" - skomentowała Marie Shrof.

Dodajmy, że działaniami Google zainteresowały się rządu kilku innych krajów - m.in. Wielkiej Brytanii oraz Niemiec. Koncern za każdym razem reagował dość podobnie - tłumaczył, że gromadzenie danych było pomyłką i zapowiadał, że zostaną one skasowane.