Gdzie przebiega granica reklamowej przyzwoitości?

Jakie działania promocyjne podejmowane przez firmy czy organizacje w Ameryce są akceptowalne? Czy z większą przychylnością spotka się opłacenie mówcy by zachwalał produkt czy też opłacenie pojawienia się produktu w telewizyjnych wiadomościach? A może pop-up? Opinie obywateli Stanów Zjednoczonych wstrząsną niejedną osobą.

W zadziwiającej niełasce znajdują się techniki marketingu inne niż te znane od lat, czyli m.in. reklamy znane z internetu. Trzy grupy respondentów - zwykli dorośli Amerykanie, przedstawiciele kadry zarządzającej oraz kadra wspomagająca pracowników administracji federalnej (tzw. Congressional Staffers) w zasadzie jednomyślnie wypowiedzieli się przeciwko wszelkim formom reklamowego nowinkarstwa.

Do nowinek należą SMS wykorzystywane do rozsyłania informacji o ofercie danej firmy oraz pop-upy, czyli wyskakujące znienacka reklamy internetowe.

Najdziwniejsze jest to, że z kilkukrotnie większym poziomem akceptacji spotykają się reklamy dużo bardziej podstępne, często reklamami nienazwane, jak wszelkiej maści "product placement", które często działają na odbiorców na zasadzie komunikatów podprogowych, których przesłania może on nawet nie rejestrować.

Gdzie przebiega granica reklamowej przyzwoitości?

Jedyną grupą, gdzie znajdziemy większe zrozumienia dla funkcji pop-upów jest kadra zarządzająca, której 30% przedstawicieli uważa je za akceptowalne.

Komercyjne SMS cieszą się natomiast większym zrozumieniem społeczeństwa niż kierowników - akceptuje je odpowiednio 23% i 17% przedstawicieli tych grup.