Exodusu raczej nie będzie

"Już teraz niedobór odpowiednio przygotowanych kadr jest czynnikiem ograniczającym rozwój technologii internetowych". Najcenniejsi w tym względzie są analitycy systemowi, nie tylko biegli w pisaniu programów komputerowych, ale też potrafiący rozwiązywać problemy z pogranicza technologii i biznesu. Zwiększenie zapotrzebowania na informatyków jest spowodowane rozwojem telefonii komórkowej, boomem internetowym oraz dążeniem do nadrobienia informatycznych zaległości przez małe firmy prywatne.

Problem niedoboru kadr ma podobne przyczyny w Polsce i Niemczech. Tkwią one w nie dostosowanym do potrzeb rynku pracy systemie szkolnictwa.

To szkoły wyższe są wąskim gardłem, z tym że w Niemczech indeksy otrzymują wszyscy chętni na kierunki informatyczne, gdyż nie cieszą się one dużym zainteresowaniem. Tam młodzież chętniej studiuje nauki społeczne. Tymczasem w Polsce z braku pieniędzy uczelnie są w stanie przyjąć zaledwie 20% kandydatów.

"Nie możemy swobodnie i szybko uzupełnić nadwątlonych szeregów specjalistów komputerowych, zwiększając nabór na studia. Jesteśmy uzależnieni od dotacji państwowych. Zwiększenie limitu przyjęć na informatykę byłoby więc krokiem samobójczym. Należałoby doposażyć laboratoria, zwiększyć liczbę sal wykładowych i zatrudnić nowych wykładowców. A na to nie ma pieniędzy" - podkreśla prof. Stanisław

Kozielski, dziekan Wydziału Automatyki, Elektroniki i Informatyki

Politechniki Śląskiej.

W ciągu pięciu lat na jednego absolwenta informatyki śląska uczelnia wydaje ok. 8 tys. USD. Porównanie z szacunkowym kosztem wykształcenia specjalisty na Zachodzie, wynoszącym ok. 200 tys. USD, daje prawdziwy obraz intencji naszych zachodnich sąsiadów.

Po zatrudnieniu wykształconych gdzie indziej fachowców, niemiecki budżet mógłby zaoszczędzić nawet 15 mld USD. Główną przyczyną, dla której propozycja niemiecka spotkała się z tak nikłym odzewem ze strony polskich informatyków, są coraz wyższe zarobki w naszym kraju. "To, czy polscy fachowcy znajdą lepiej płatną pracę za granicą, zależy od tego, gdzie trafią.

Płace w niemieckiej administracji państwowej są porównywalne z zarobkami w Polsce, natomiast w międzynarodowych koncernach, takich jak IBM, są od półtora do dwóch razy wyższe" - mówi prof. Roman Morawiecki z Wydziału Elektroniki i Technik Informatycznych Politechniki Warszawskiej. Należy też się zastanowić, czy ewentualna różnica w wynagrodzeniu zrekompensuje łatwość awansu i kariery w polskich firmach oraz rozłąkę z najbliższymi i konieczność pracy w obcym środowisku. Ponadto proponowane prace z pewnością byłyby cząstkowe. Cudzoziemcy rzadko zostają kierownikami projektów. Wysokiej klasy informatycy obecnie są elitą finansową i nie muszą wyjeżdżać za granicę, by kupić mieszkanie czy samochód.

"Nasi studenci już na drugim roku podejmują pracę zarobkową na część etatu, łącząc ją ze studiami. Wielu z nich na piątym roku zarabia w dużych, znanych firmach 5 tys. zł miesięcznie, a tuż po otrzymaniu dyplomu 6-10 tys. W ciągu następnych kilku lat pracy zarobki absolwentów informatyki nierzadko wzrastają do kilkunastu tysięcy złotych. W bankowości bywają jeszcze większe. Informatyczny geniusz wśród finansistów kilka lat po studiach może zarabiać 20 tys. zł miesięcznie, oczywiście w Warszawie, gdzie poziom wynagrodzeń o 70% przekracza średnią krajową" - przekonuje prof. Roman Morawiecki. Nie wszyscy jednak są rozchwytywani i nie każdemu proponuje się najwyższe stawki. Najbardziej poszukiwani są absolwenci wyższych uczelni państwowych, które oferują wysoki poziom nauczania.