E-Polska w stanie surowym

Z grubsza biorąc, polski sektor IT oraz polski rynek kapitałowy - świętujący właśnie dziesięciolecie - są rówieśnikami.

Z grubsza biorąc, polski sektor IT oraz polski rynek kapitałowy - świętujący właśnie dziesięciolecie - są rówieśnikami.

Na przełomie XX i XXI wieku przecięły się ich szlaki. Jest to interesujące i obiecujące spotkanie. Interesujące, gdyż Internet

i rynki finansowe stanowią główne współczesne nośniki globalizacji. Spotkanie jest obiecujące, gdyż rynek giełdowy stał się nadzieją pomysłowych, ale ubogich kapitałowo spółek internetowych.

E-Polska w stanie surowym
Z kolei szerokie wejście nowej gospodarki odmłodziło i nadzwyczaj ożywiło rynki giełdowe, oparte dotąd na starej gospodarce. Zapowiadał się owocny, obustronnie korzystny związek - w Polsce i na świecie. Nadal są na to szanse. Ale już po otrząśnięciu się z amoku, który ogarnął rynki finansowe w latach 1999-2000, przecenił nową gospodarkę i zakończył się bolesnym upadkiem - co zresztą zaciążyło nad obchodami 10-lecia giełdy w Warszawie.

Internetowa hossa miała dodatkowy powód. Udało się wystraszyć pół świata milenijną pluskwą i skłonić do nadzwyczajnych wydatków. Strach starej gospodarki napędzał koniunkturę nowej gospodarki, podobnie jak sztucznie rozdmuchany sylwester tysiąclecia koniunkturę turystyczną i hotelarsko-balową.

Śladem amerykańskiego Nasdaq, europejskie giełdy otworzyły się na spółki technologiczne. Paryż i Bruksela wyodrębniły oddzielny rynek hi-tech, Londyn zaś skromniej - oddzielną witrynę. Początek 2000 r. zdawał się nagradzać te wysiłki. Wszystko, co choć na odległość pachniało Internetem, cieszyło się wielkim wzięciem i bezkrytycznym zaufaniem inwestorów. W szczytowym okresie światowej hossy, w marcu 2000 r., nastąpiła odsłona 10-punktowego programu SiTech

na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Całkiem sensowna inwestycja wobec perspektywy wygasania prywatyzacji, jako źródło zasilania rynku. Uruchomiono odrębny indeks TechWIG oraz kontrakty terminowe na ten indeks. Działo się to w klimacie szaleńczych wzrostów kursu Optimusa, Agory, Szeptela, Prokomu, ComArchu i Softbanku. Nic dziwnego,że następowały próby przekwalifikowania starej gospodarki w spółki nowej. Wystarczyła zresztą sama zapowiedź takiej przemiany, co tłumaczy wzlot Ariela (obecnie Internet Group) oraz Chemiskóru, przemianowanego na 4 Media. Warszawska giełda zawdzięcza nowej gospodarce osiągnięcie historycznego maksimum WIG 27 marca 2000 r. (22 868,4 pkt. ). Nie jest to jednak tytuł do chwały. Lata 1999-2000 nie wystawiają najlepszego świadectwa giełdzie jako instytucji poważnej, mierzącej koniunkturę i wartość rynkową przedsiębiorstw. Zamiast barometru, mieliśmy katalizator niezdrowych emocji. Segment nowych technologii został mocno rozchwiany - najpierw w górę, potem w dół - jakby dla potwierdzenia zarzutów o spekulacyjnej naturze obrotu giełdowego.

Jak traktować np. wycenę majątku Billa Gatesa, spadającą z 100 mld w marcu 2000 r. do 42 mld USD pod koniec minionego roku?! Polski TechWIG stracił w drugiej połowie 2000 r. dwukrotnie więcej aniżeli ogólny indeks giełdowy. Czyżby klęska nowej gospodarki? Nie, to tylko koniec spekulacyjnej gorączki.

Nie miała ona pokrycia ani w dynamice zamówień, ani w rozwoju rynku reklamy, ani w rewolucji handlowej czy postępach wirtualnej bankowości. To wszystko oczywiście rośnie, ale wolniej, niż wskazywałyby giełdowe wzloty. Także w Polsce, która na razie nie poddaje się regule odchudzania sektora IT, ogarniającej amerykańskie mateczniki Intela, Cisco Systems, Compaq Computer i innych międzynarodowych korporacji.

Nowa gospodarka jest i będzie bardziej dynamiczna aniżeli stara. Nie jest to bańka mydlana, jak wirtualne zyski giełdowe sprzed roku. Dziś jesteśmy bogatsi o roczne doświadczenie, które odchudziło portfele

i ostudziło nadzieję. Do tego stopnia, że nowe technologie mają większe kłopoty z pozyskaniem pieniędzy, niż wynikałoby

to z chłodnej, ekonomicznej analizy.

Nowa gospodarka, zbudowana na filarach informatyki, telekomunikacji i mediów - coraz bardziej wzajemnie się przenikających - pozostaje nadzieją rynku kapitałowego. Minął jedynie okres miodowy dotcomów, kiedy samą nazwą czarowały klientów i inwestorów. I dobrze. Rynek będzie trzeźwo wartościował jakość oferty kolejnych e-spółek i wymuszał ich kulturę korporacyjną, biorąc pod uwagę doświadczenia z pionierską emisją Interii i funduszu MCI Management w roku 2001. Internet to dla giełdy nie tylko klient,ale także nowy warsztat w postaci rosnącej liczby rachunków maklerskich w Sieci. Tak więc po pierwszych, emocjonalnych spotkaniach kształtują się obecnie wielorakie i wsparte na zdrowszych podstawach więzi nowej gospodarki z rynkiem kapitałowym. I jest to najlepszy zadatek, obok funduszy emerytalnych, na drugą dekadę naszej giełdy, odrodzonej przed 10 laty.