E-Polska w stanie surowym

Tak pojmowana rola staje się anachronizmem w dobie informatycznej rewolucji. Świat polityki nie ma wyboru - musi się dostosować, przynaglony Konstytucją RP oraz standardami Unii Europejskiej. Artykuł 61 Konstytucji wprowadza zasadę powszechnego dostępu obywateli do informacji o organach władzy. Od lipca 2000 r. parlament przymierza się do regulacji ustawowej tego konstytucyjnego uprawnienia i równolegle do tzw. ustawy lobbingowej. Obie mają wspólny mianownik. Elementarną przesłanką oczyszczenia styków polityki i gospodarki, w tym procesu stanowienia prawa, jest publiczna kontrola, zbudowana na łatwo dostępnej informacji. Słowem: jawność i przejrzystość. Brzmi to pięknie, ale już na wstępie porażają koszty, jakie należałoby ponieść, żeby słowo stało się ciałem. Nie ma na to innego sposobu niż sieci telekomunikacyjne, w tym Internet. Dlatego - podobnie jak w pracach nad podpisem elektronicznym - warsztat sejmowy wspomagają informatycy (znak rozpoznawczy: broda i okulary).

Nie jest łatwo przestawić dawny kraj RWPG, czyli obszar "tajnego przez poufne", na tory europejskiej jawności. Łatwiej o kodeksy, trudniej o nawyki. Nasza władza, gdy jej zajrzała w oczy groźba publicznej odsłony i kontroli, przypuściła kontratak.Sama chce kontrolować.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przygotowało rozporządzenie, które umożliwia ciągłe monitorowanie użytkowników Internetu. To akurat nie ma nic wspólnego z Konstytucją RP. Mam nadzieję, że środowisko polskich internautów zachowa czujność i będzie zdolne do solidarnej samoobrony...