Dźwięki nerwów

Początkowo MP3 nie stosowano w praktyce. O rozwiązaniu tym zapomniano na kilka dobrych lat. Czasami stosowano MP3 w studiach muzycznych. Prawdziwa bomba wybuchła dopiero w połowie lat 90., gdy najpierw w USA, a potem w Europie w szaleńczym tempie następowało upowszechnienie Internetu. Wtedy to niewielka firma Nullsoft opracowała program Winamp, który służy do odtwarzania utworów zapisanych w formacie MP3. Program od razu zyskał

ogromne zainteresowanie, a firmę pod koniec lat 90. kupił AOL.

Winamp umożliwiał wprawdzie odtwarzanie utworów, ale nie było bazy, skąd można byłoby je ściągać. Internetowi zapaleńcy szybko zaczęli wypełniać tę próżnię. W ciągu zaledwie paru miesięcy powstały setki stron z nagraniami muzycznymi.

Napster miał pecha - był pierwszy i niedoświadczony, dlatego to na nim skupił się gniew wielkich wytwórni muzycznych. Autorem Napstera był wówczas 20-letni student z Bostonu Shawn Fanning. Stworzył on program, który pozwalał internautom wymieniać nagrania muzyczne. Przed Napsterem utwory wyszukiwano za pomocą popularnych serwisów, np. AltaVista. Nie był to najlepszy sposób, bo w gąszczu wypluwanych przez komputer stron niełatwo było cokolwiek znaleźć. Napster natomiast jest czymś w rodzaju katalogu, który ma komputerowe adresy właścicieli nagrań. Szukając utworu grupy Pink Floyd, wystarczy zapytać Napstera, kto ja ma, by natychmiast uzyskać listę adresów posiadaczy interesującego nas utworu.

Kiedy wymiana w Sieci przyjęła kolosalne rozmiary, do boju ruszyły wytwórnie płytowe. Napster znalazł się pod ich obstrzałem. Jego wadą jest posiadanie centralnego serwera, dzięki któremu można bez problemów namierzyć amatorów bezpłatnych nagrań. Bój między potentatami muzycznymi a firmami internetowymi, rozpowszechniającymi muzykę za darmo, trwa.

W połowie lutego tego roku kalifornijski sąd zakazał Napsterowi rozpowszechniania darmowych nagrań. Tymczasem w oczekiwaniu na wyrok sądu serwery Napstera były oblegane przez tłumy użytkowników Internetu. Każdy chciał skorzystać z ostatniej chwili, by móc skopiować jak najwięcej nagrań.

Jedna z firm monitorujących rynek komputerowy oceniła, że w ciągu dwóch dni przegranook. 250 mln utworów. Szefowie Napstera spuścili z tonu. Chcąc udobruchać srogich sędziów ogłosili, że w przyszłości za korzystanie z serwisu użytkownicy będą musieli płacić. Płatna wersja rozpoczęłaby działanie latem.

Za limitowaną liczbę pobranych utworów trzeba byłoby zapłacić 3-6 USD. W przypadku opcji bez ograniczeń cena wyniosłaby 6-10 USD.

Hank Barry, jeden z szefów Napstera, zaproponował wytwórniom płytowym coś na kształt odszkodowania. Obiecał, że zapłaci im

miliard dolarów. EMI, Sony Music, Warner Music i Universal Music miałyby otrzymać po 150 mln USD, płatnych w pięcioletnich ratach. Mniejsze, niezależne wytwórnie dostałyby po 50 mln USD. Wielcy odrzucili jednak propozycję Napstera. Jedyną wytwórnią, która zgodziła się na współpracę, jest BMG, firma zależna od koncernu Bertelsmanna, właściciela serwisu MP3.

Pomysł wkupienia się w łaskę firm fonograficznych nie przeszedł bez echa. Postanowił wykorzystać go John River, twórca programu Media Jukebox. Zaproponował 3 mld USD, by w zamian zażądać zgody na stworzenie własnego płatnego serwisu muzycznego. Za 10 USD miesięcznie klient miałby uzyskać dostęp do nieograniczonej liczby utworów ze wszystkich wytwórni. J. River oświadczył, że na tym biznesie w ciągu pięciu lat mógłby zarobić 10 mld USD. Jego zdaniem z płatnego serwisu korzystałoby 48% odwiedzających Jukebox.