Deficyt idei w polskim Internecie

O kondycji polskich firm internetowych rozmawiamy z Dorotą Ubysz - analitykiem SG Securities London

Czy polskie spółki internetowe są atrakcyjne dla zagranicznych inwestorów?

Te obecne na razie nie, są za mało oryginalne. W większości przypadków, zwłaszcza dotyczy to portali, ograniczają się do kopiowania zachodnich pomysłów. Tylko nieliczne, te z kilkuletnim doświadczeniem, potrafiły wypracować coś swojego.

Z kolei tym nowym, powstającym na zasadzie, brzydko mówiąc, jakiegoś owczego pędu, brakuje zarówno pomysłów jak i technologii. Po co zagraniczni inwestorzy mają kupować polskie spółki, skoro nic im to nie da? W najlepszym wypadku kupią niewielki udział małego rynku (choć z dużym potencjałem), ale to jeszcze za mało, żeby zapłacić setki milionów dolarów. Przykład mieliśmy nie tak dawno, kiedy usiłowano sprzedać Onet.pl. Myślę, że gdyby był faktycznie tyle wart, ile chcieli otrzymać właściciele, to czy takiej potęgi jak Yahoo nie byłoby na niego stać? Byłoby, ale nie kupili.

Z kolei wątpię, żeby zaczęli inwestować w te nowe, ale niewielkie spółki, które mają małe szanse na zostanie liderami. Nie kupi ich także żaden potentat na rynku – po co np. Wirtualna Polska miałaby kupować Yoyo.pl? Przecież to dla niej żadna konkurencja. Zresztą klientów mają i tak najczęściej tych samych, a rynek reklamy nie jest tyle wart, żeby wykupywać potencjalną konkurencję. Poza tym dystans między nimi jest na tyle duży, że podobna transakcja na razie nie ma sensu. Więc nie widzę możliwości wewnętrznej konsolidacji.

Czy rynek jest w impasie?

Można tak powiedzieć. Choć rynek z jego potencjałem jest atrakcyjny dla inwestorów, spółki na razie za drogo się wyceniają. Stało się tak, bo firmy zapatrzyły się w hossę na NASDAQ. Ale ich nastrój powinien ochłodzić przykład Onet.pl. Firma, czekająca w pewnym momencie na sprzedaż, popadła w zastój, który wyszedł na dobre tylko jej konkurencji. Ale i tak rynek jest na razie właściwie pusty. Inwestorzy się pojawią, kiedy będzie co kupić.

Sądzę, że już niedługo czeka nas wzrost w Internecie nie tylko pod względem ilości firm, ale też jakości. Najpierw spółki same zaczną się rozwijać. Później pojawi się zagraniczny kapitał i nowe technologie. Na razie jednak krajowe podmioty mogą co najwyżej marzyć o zagranicy – tam jeszcze nikogo nie interesują.

Jakie jest wyjście?

Sens ma inwestowanie w pomysły. Tu duże pole manewru mają fundusze venture capital. W dłuższej perspektywie opłaci się to wszystkim. Nawet jeśli jedna idea na sto okaże się udana, to i tak inwestycje będą trafione. A tym bardziej jeśli jeden z pomysłów będzie naprawdę przełomowy. A widzimy na rynkach zachodnich, że jest to możliwe.

Co sądzić o pomysłach na e-biznes „tradycyjnych” spółek warszawskiego parkietu?

Mojego zachwytu nie wzbudzają, ponieważ ogłaszając strategie wejścia do Internetu, tak naprawdę nic nie podały. Tylko Ariel, obecnie Internet Group, zrobił coś konkretnego. Kupno providera Zigzag pokazuje, że spółka ma jakieś pomysły i możliwości. Cała reszta – pożyjemy, zobaczymy.