BitTorrent: dzieło szatana czy zbawienie dla Internetu?

Dla wytwórni fonograficznych i filmowych BitTorrent to dzieło szatana. Mimo to, a może właśnie dlatego, największe z nich zgodziły się na dystrybucję swoich treści za pomocą tej rewolucyjnej technologii.

Stworzony w 2002 r. protokół bezpośredniej wymiany i dystrybucji plików z miejsca zyskał ogromną popularność wśród maniaków pirackich filmów, gier, muzyki i wszelkiego innego "warezu". Dzięki niemu rozpoczęło się na dobre, i trwa do dzisiaj, prawdziwe szaleństwo masowego ściągania plików.

Bram Cohen

Geniusz kodowania. Najszczęśliwszy, gdy ćwiczy swoje szare komórki. Układa kostkę Rubika w dwie minuty.

Wykształcenie: Uniwersytet Stanowy w Nowym Jorku (wyrzucony po dwóch latach)

Projekty: Kinko, EarthWeb, Valve Software, MojoNation, CodeCon, Codeville

Serwis WWW: bitconjurer.org

Najlepsze, że stało się to w sposób zupełnie niezamierzony. Sprawca tego całego zamieszania, obecnie 34-letni Bram Cohen, który pierwsze kroki w branży IT stawiał mając... 5 lat (uczył się wówczas BASICA na Timex Sinclairze swojego ojca), chciał po prostu rozwiązać problem niskiej przepustowości łączy. - Miałem tylko ogólne pojęcie o Sieci - mówi. - Miałem też kilka fajnych pomysłów dotyczących masowej dystrybucji plików. Chciałem rozwiązać problem, który dotykał wielu użytkowników: gdy duży plik, np. o wielkości gigabajta, zacznie pobierać jednocześnie 100 tysięcy ludzi, mogą się dziać naprawdę dziwne rzeczy, ale zwykle po prostu pada cały system. A zanim to nastąpi, każdy może obserwować, jak szybkość ściągania maleje, aż w końcu z łącza dosłownie kapią pojedyncze bajty.

BitTorrent miał być po prostu narzędziem do sprawnej wymiany plików. Tworzącemu go Cohenowi nawet do głowy nie przyszło, że ktoś mógłby go wykorzystać do "piratowania". Na pytanie, ile nielegalnych filmów pobrał z Internetu, Bram odpowiada z porażającą szczerością: - Ani jednego. I zaraz dodaje: - Naruszanie praw własności intelektualnej nie jest dobrym pomysłem. Można za to wylądować w więzieniu.

Potężniejszy niż całe Hollywood

Jak tylko wieść o BitTorrencie rozeszła się po Sieci, zaczęły mu się bacznie przyglądać koncerny muzyczne, studia filmowe i przede wszystkim organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, takie jak RIAA i MPAA. Początkowo strach miał wielkie oczy. Uważano, że "ta szatańska technologia, dająca praktycznie nieograniczone możliwości wymiany plików, poważnie zmniejszy sprzedaż płyt CD/DVD i doprowadzi do upadku całą branżę showbiznesu".

BitTorrent: dzieło szatana czy zbawienie dla Internetu?

Torrentz. do jedna z najlepszych wyszukiwarek torrentów.

Zapędy, aby zlikwidować BitTorrenta, spełzły jednak na niczym. Tego nie dało się w żaden sposób ugryźć. Technologia legalna, zabronić ludziom wymieniania się plikami nie można (sprzeczne z konstytucją), co więc pozostaje? Skoro nie można z czymś wygrać, to trzeba to zaakceptować. I tym sposobem Cohen awansował ze skromnego, acz genialnego programisty, na poważnego i prawdopodobnie bogatego biznesmena. Amerykański sen znowu się ziścił. Pierwszym dużym studiem filmowym, które podpisało z nim umowę na dystrybucję swoich filmów i programów za pomocą protokołu BitTorrent był Warner Bros. W ślad za nim poszli inni: 20th Century Fox, Paramount Pictures, BBC, Lionsgate, MTV Networks, Palm Pictures, SEGA, Comedy Central i inni.

- Pozyskanie dostawców treści było zdecydowanie największym wyzwaniem - mówi Bram. - Po Napsterze i jego prawniczych perypetiach, które ostatecznie z kretesem przegrał, każdy był podejrzany. Jak tylko ktoś z branży filmowej usłyszał termin "peer-to-peer", zaraz wyobrażał sobie miliony internautów kradnących jego własność. Na szczęście dzisiaj świadomość się zmienia. Nie można być wiecznie uprzedzonym do technologii jako takiej, to po prostu nierozsądne. A zwłaszcza do technologii, która zapewnia ewidentne korzyści.

W sieci BitTorrent udostępniono już ponad 52 miliony plików. Ich łączna wielkość wynosi blisko 1,7 petabajta, czyli 1700 terabajtów.

Technologia prawie doskonała

BitTorrent: dzieło szatana czy zbawienie dla Internetu?

uTorrent okazał się tak doskonały, że jego silnik wykorzystał sam Bram Cohen w swoim własnym programie (BitTorrent).

BitTorrent jest "żywym" dowodem na to, że dobry produkt nie wymaga reklamy. Nie trzeba było nikogo zachęcać do korzystania z niego, internauci sami się na nim poznali. I co tu dużo mówić - ta technologia po prostu "wymiata". Po pierwsze i najważniejsze pozwala na błyskawiczną dystrybucję plików. To dzięki temu, że można je udostępniać innym, samemu nie mając ich jeszcze w całości. Po drugie niemożliwe jest sfałszowanie raz udostępnionego pliku, gdyż nie pozwala na to system hashowania. Każdy kawałek pliku ma wyliczoną sumę kontrolną i jeśli ta się nie zgadza, BitTorrent od razu "wie", że ma do czynienia z podróbką. Po trzecie można dowolnie zmieniać nazwę pliku i wciąż inni będą go mogli pobierać, właśnie dzięki temu, że do identyfikacji plików służą hashe (a nie nazwy). Po czwarte, jawne publikowanie torrentów na stronach WWW zapewnia błyskawiczne wykrywanie fałszywych plików (dzięki komentarzom), a także tworzenie dużych serwisów torrentowych i wyszukiwarek torrentów.