Będziemy płacić za e-maile?

Amerykański senat debatował wczoraj nad metodami skutecznej walki z coraz bardziej uciążliwym dla internautów spamem. Wśród propozycji pojawiły się m.in. powołanie specjalnej instytucji zajmującej się wyłącznie zwalczaniem spamu oraz... wprowadzenie opłat za wysyłanie wiadomości e-mail.

Szczególnie ta druga propozycja wywołała spore kontrowersje. Jej autor, senator Mark Dayton, twierdzi, że opłata taka powinna obowiązywać wszystkich użytkowników poczty elektronicznej. Aby takie rozwiązanie nie dotknęło zbytnio "zwyczajnych" internautów oraz firm i instytucji wysyłających pocztę elektroniczną w "normalnych" ilościach, wysokość takiej opłaty za wysłanie pojedynczego maila powinna być jednak bardzo niska. "W znacznej mierze przypominałoby to zwykłe znaczki pocztowe – stać na nie praktycznie każdego. W przypadku spamerów wysyłających miliony, a czasami nawet miliardy e-maili reklamowych opłata taka spowodowałaby, że taki sposób zarabiania pieniędzy stałby się całkowicie nieopłacalny", twierdzi senator.

Metoda senatora Daytona nie jest pierwszym tego typu rozwiązaniem proponowanym przez przeciwników spamu – dotychczas jednak wszelkie sugestie dotyczące wprowadzenia "elektronicznych znaczków pocztowych" pozostawały wyłącznie w sferze rozważań.

Dayton nie przedstawił na razie żadnych propozycji dotyczących technicznych aspektów wprowadzenia opłat za wysyłanie poczty elektronicznej. Nie wiadomo np. do kogo miałyby trafiać pieniądze pochodzące z tego tytułu, jakie instytucje miałyby kontrolować wysyłanie e-maili i egzekwować opłaty. Nie wiadomo też, w jaki sposób miałyby być pobierane opłaty od milionów użytkowników darmowych a zwykle również niemal całkowicie anonimowych kont pocztowych.

O ile w świetle powyższych wątpliwości pomysł senatora można mocno krytykować, to w jednej, ale za to kluczowej kwestii trzeba mu przyznać rację – spam, będący jeszcze niedawno tylko "uciążliwy", w coraz wyraźniejszy sposób staje się prawdziwym utrapieniem internautów. Stanowi on już blisko 40% wszystkich wiadomości e-mail. Straty poniesione tylko w ubiegłym roku w wyniku otrzymywania spamu (chodzi głównie o przestoje w pracy oraz przeciążenia serwerów pocztowych) przez firmy na całym świecie szacowane są na ok. 5 mld USD. Do tego dochodzą gigantyczne nakłady ponoszone przez dostawców usług internetowych na nie zawsze skuteczne oprogramowanie filtrujące pocztę elektroniczną. Jak ujął to inny senator, Charles Schumer, "spam może zabić jeden z najbardziej przydatnych wynalazków XX wieku, jakim bez wątpienia jest poczta elektroniczna".

Senatorzy biorący udział w dyskusji oraz zaproszeni do niej niezależni eksperci podkreślili, że istotną rolę w ograniczaniu rozprzestrzeniania się spamu odgrywa równiez edukacja użytkowników poczty elektronicznej. Wielu z nich próbuje np. "walczyć" ze spamem odpowiadając na otrzymane wiadomości reklamowe i próbując "wyperswadować" ich nadawcom przysyłanie kolejnych tego typu maili. Tymczasem ma to zupełnie odwrotny skutek – taki odzew daje bowiem nadawcy pewność, że adres, na który wiadomość została wysłana jest prawdziwy (często są one bowiem generowane losowo) i aktywny. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że na adres takiego niezadowolenego internauty trafiać będzie w przyszłości jeszcze więcej niechcianych e-maili.

Podjąć walkę ze spamem zdecydowały się również władze portalu Yahoo - ogłaszając, iż na dziś przypada Międzynarodowy Dzień Walki ze Spamem. Impreza przebiega pod hasłem "Dump the junk" - czyli po prostu "wyrzuć śmieci". Jej głównym celem, jak mówią przedstawiciele Yahoo, jest uświadomienie użytkownikom, jak poważnym problemem są ogromne ilości niechcianej korespondencji. Internauci mogą również informować władze portalu o działalności wyjątkowo natrętnych spamerów - "doniesienia" można wysyłać pod adres mailto: [email protected] .