BT: ostatni zakręt przed prostą?

Kondycja finansowa British Telecommunications nie sprzyjała nowej emisji akcji wartości 6 mld funtów. Ku zaskoczeniu wielu analityków, w publicznej ofercie wzięli jednak udział inwestorzy, którzy teoretycznie powinni się trzymać od niej z daleka.

Na BT cieszyło się wątpliwą sławą najbardziej zadłużonego europejskiego telekomu, które z ubiegłorocznego szaleństwa inwestycyjnego wyszło z 28 mld GBP długów. Publiczna emisja akcji czy obligacji wydawała się skazana na porażkę - kto bowiem zechce zainwestować w kolosalnego słabeusza? Jak inne telekomy BT postanowiło zwrócić się do swoich akcjonariuszy, wiedząc, że nie będzie im łatwo odmówić.

Jutro poznamy wynik ogłoszonej w ub. miesiącu emisji akcji. Już dzisiaj jednak BT przewiduje, że emisja powiodła się i koncern uzyska dzięki niej 5,8 mld GBP. Pod koniec zeszłego tygodnia wiadomo było, że w ramach prawa poboru na ofertę odpowiedzieli dotychczasowi inwestorzy koncernu. Zaproponowano im 3 nowe akcje w cenie 300 pensów za sztukę na każde 10 posiadanych dotychczas walorów. Przy kursie giełdowym BT na poziomie 440 pensów daje to bardzo przyzwoite dyskonto. Właśnie to zapewne najsilniej przemówiło do inwestorów, którym nie jest teraz łatwo znaleźć zyskowne lokaty kapitału.

Dotyczy to w szczególności rzeszy blisko 2 mln drobnych akcjonariuszy koncernu, którzy kontroluję ok. 17% udziałów. Ku zdziwieniu części analityków, 1/3 - 1/2 nich odpowiedziała na rozpaczliwe apele zarządu BT i zdecydowała się skorzystać z prawa poboru.

W nieco innej sytuacji byli więksi akcjonariusze koncernu, którzy - jak uważają analitycy - nie mogli odmówić pomocy znajdującej się w ciężkiej sytuacji finansowej BT. Brak funduszy pogłębiłby tylko zapaść koncernu, jeszcze bardziej obniżając cenę jego akcji.

Taka groźba nie dotyczy inwestorów finansowych, którym BT zaoferował ponad 200 mln akcji w drodze aukcji. Postawa dotychczasowych akcjonariuszy koncernu była przy tym niewątpliwie zachęcająca i budziła wiarę w BT. Zarząd koncernu twierdzi, że oferta została przyjęta, a rozpiętość cen wynosiła 400-445 pensów, czyli na poziomie ceny rynkowej.

Nowy szef koncernu, Christopher Bland, zdołał najwyraźniej pozyskać zaufanie inwestorów. Jego zadaniem było przekonanie ich, że pod nowym kierownictwem restrukturyzacja da wreszcie efekt. Opracowany jeszcze przez zarząd pod Iainem Vallancem program redukcji kosztów i upłynniania zbędnych aktywów nabrał rozmachu. BT sprzedało m.in. udziały Japan Telecom, hiszpańskim Airtelu, serwis teleadresowy Yell; zamierza wyzbywać się udziałów w kolejnych, głównie azjatyckich telekomach. Zamierza wydzielić swój oddział telefonii komórkowej. To wszystko jednak na dłuższą metę nie wystarczy inwestorom, którzy oczekują dodatnich wyników finansowych z działalności operacyjnej. "BT musi przekonać inwestorów, że odpowiednio wykorzysta pieniądz, które właśnie otrzymało" - powiedział Bloombergowi analityk banku inwestycyjnego WestLB Panmure. - "Przed spółką stoi trudne zadanie jednoczesnego zwiększania przychodów i redukcji kosztów."

W ciągu ostatnich 3 miesięcy BT pozyskało 15 mld GBP. Dzięki temu poziom jego zadłużenia w stosunku do przewidywanych przychodów spadł poniżej wartości, jaki odnotowują Deutsche Telekom i France Telecom.

Członkowie zarządu BT osobiście zachęcali inwestorów finansowych do objęcia akcji nowej emisji. Najlepszym miernikiem pokładów zaufania, które udało się im zaskarbić, będzie w przyszłości giełdowy kurs akcji BT.