Tydzień z Internet Standard

TP S.A. wykonała interesujący manewr, obniżając od 1 maja cenę rozmów międzymiastowych i podwyższając jednocześnie wysokość abonamentu za swoje usługi.

„Rzeczpospolita” obliczyła, że bilans tej transakcji to 200-600 mln zł na korzyść TP S.A. Monopolista jak strzygł, tak strzyże. Obie informacje TP S.A. podała jednocześnie. Od razu przypominają się osławione „regulacje cen” z czasów „sprzed grubej kreski”, kiedy mięso, mąka i energia elektryczna drożała, ale za to taniały nocniki, maszyny przemysłowe i „Dzieła zebrane Lenina”.

TP S.A. podwyższy w ten sposób dochody nie uzależnione od intensywności korzystania z jej usług. Tym samym uodporni się w jakiejś mierze na spodziewaną konieczność obniżek cen impulsów telefonicznych, kiedy rosnąca powoli konkurencja zmusi ją wreszcie do tego. Czy do TP S.A. można mieć pretensję, że chce maksymalizować zyski? To byłoby chyba naiwnością. Już od dawna specjaliści od sprzedaży, ustalając cenę towaru czy usługi, nie kierują się kosztami jego uzyskania, a analizą rynku, która podpowiada ile da się z klienta wycisnąć. Pojęcie „uczciwej ceny” straciło rację bytu. Uczciwa jest taka, którą klient zaakceptuje, choćby miał zgrzytać zębami. Z niektórych dóbr trudno zrezygnować. Firmy telekomunikacyjne doskonale o tym wiedzą.

Ten rynek pokazuje dobrze, że klient na umiarkowanie „kapitalistów” liczyć nie może. Jedynym remedium jest wolna konkurencja, tak jak w przypadku telefonii komórkowej. Konkurujące sieci zaczną niedługo chyba dopłacać, aby złowić klienta, wiedząc, że z umowy o świadczenie usług już nie będzie mu tak łatwo się wyplątać. Podobną strategię zaczyna stosować TP S.A., która zredukowała o 36% cenę podłączenia abonenta do swojej sieci usług telefonicznych.

Nie inaczej wygląda sytuacja w krajach europejskich. Dostawcy Internetu w Niemczech walczą z Deutsche Telekom o „spłaszczenie” stawek za korzystanie z sieci koncernu telekomunikacyjnego. Ten zaś, w obronie swych zysków, nie waha się szantażować władz nadzoru telekomunikacyjnego, które wspierają firmy ISP, wprowadzeniem mniej korzystnych zasad rozliczania swoich klientów indywidualnych. Argument ten jest niebagatelny, jako że DT ma 8 mln sunskrybentów na usługi ISP. Ich gniew za wyższe rachunki da się skierować przeciwko nadzorowi telekomunikacyjnemu. Jednocześnie DT działa przecież na korzyść setek tysięcy swoich, także drobnych akcjonariuszy, którzy pałają „żądzą krwi”, kiedy kurs akcji spada. Z tego powodu prezes DT Ron Sommer może pożegnać się ze stanowiskiem.

Miejmy nadzieję, że to samo „chciwe” DT wejdzie wreszcie na polski rynek i zdoła przełamać monopol TP S.A., która, kto wie, może abonament obniży.