Scjentolodzy i mormoni przeciwko Wikileaks

Wikileaks znowu ma kłopoty. Tym razem przeciwnikami witryny są amerykańscy scjentolodzy i mormoni, którym nie spodobał się fakt, że w serwisie opublikowano ich poufne dokumenty.

Słynna witryna zachęca swoich czytelników do ujawniania różnego rodzaju tajnych dokumentów i gwarantuje im anonimowość. Jej celem jest przede wszystkim szerzenie demokracji, więc szczególną uwagę przywiązuje do informacji z terenów byłego ZSRR, Afryki subsaharyjskiej czy państw rządzonych przez azjatyckich wojskowych. Często jednak bierze na celownik rządy państw demokratycznych oraz organizacje z tych państw.

Przed trzema miesiącami rejestrator, który zarządza nazwą domeny Wikileaks został wyrokiem sądu zmuszony do usunięcia informacji o witrynie ze swoich serwerów DNS. Stało się tak na wniosek szwajcarskiej grupy bankowej Julius Baer, której nie spodobało się, że na witrynie pojawiły się dokumenty dotyczące jej operacji finansowych na Kajmanach. Ostatecznie Wikileaks wróciła do Sieci, ale ponownie ma problemy.

Niedawno na witrynie opublikowano poufną instrukcję Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego. Nie spodobało się to mormonom, którzy zażądali usunięcia instrukcji, powołując się na przepisy prawa autorskiego. Przedstawiciele Wikileaks nie odpowiedzieli na te żądania, więc Kościół zwrócił się przeciwko witrynom, które również opublikowały wspomniane dokumenty. Zniknęły one już z witryny Scribd, a kłopoty ma również Wikipedia i Wikinews. Na tych ostatnich ukazała się bowiem informacja o pojawieniu się dokumentów i odnośnik do nich.

Nie tylko mormonom nie podoba się Wikileaks. Witryna ma też problemy ze scjentologami, którzy żądają usunięcia dokumentów o nazwie "Thetan działający" [thetan to u scjentologów odpowiednik duszy - red.]. Dokumenty te zawierają teksty napisane przez samego Rona Hubbarda, założyciela Kościoła Scjentologicznego. Można znaleźć w nich tak kuriozalne stwierdzenia, jak "wydarzenie 1 mało miejsce mniej więcej 4 kwadryliony lat temu, czyli znacznie wcześniej niż wydarzenie 2, które nastąpiło zaledwie 75 000 000 lat temu".

Powyższe sprawy prawdopodobnie zakończą się tak, jak sprawa z powództwa Juliusa Baera. Wówczas sąd, nota bene ten sam, który nakazał początkowo zamknięcie Wikileaks, po rozpatrzeniu sprawy postanowił ją oddalić stwierdzając, że wstępna decyzja o zamknięciu serwerów "miała efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego", a sąd nie jest nawet pewien, czy sprawa podlega jego jurysdykcji. Na wezwanie sądu nie odpowiedział bowiem nikt z kierownictwa Wikileaks (jego członkowie nie ujawniają swych nazwisk), a lokalizacja serwerów serwisu nie jest znana.