Góra kłopotów Google

Piętrzą się kłopoty Google, których źródłem jest europejska branża wydawnicza. Tocząca się właśnie dyskusja może mieć wpływ na to, jakie treści w Sieci będą mogli znaleźć internauci korzystający z wyszukiwarek. Czyli praktycznie wszyscy.

Firma ma się stawić w sądzie w piątek, aby stoczyć batalię z belgijskimi wydawcami prasy, którzy kilka miesięcy temu oskarżyli Google o łamanie praw autorskich. Poszło o umieszczanie nagłówków i fragmentów artykułów w serwisie Google News.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni kłopoty u Google zaczęły się pojawiać jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Firma została zmuszona, by wstrzymać się z premierą serwisu Google News w Danii. Wydawcy prasy zażądali, by Google wprowadziło system, który umożliwi im podjęcie decyzji, czy zawartość serwisów ma trafić do Google News, a nie jak do tej pory, by był to proces w pełni automatyczny, wyjaśnia Holger Rosendal, dyrektor ds. prawnych Duńskiego Stowarzyszenia Wydawców Prasy.

Norweska grupa medialna, zwróciła się do giganta z Mountain View, sprzeciwiając się wykorzystaniu mechanizmu indeksowania miniaturek zdjęć przez systemy Google'a. - Zgodnie z norweskim prawem, nie ma pozwolenia na publikację fotografii, bez zgody właścicieli praw autorskich. To poważna sprawa - mówi Pernelle Borset z Norweskiego Stowarzyszenia Biznesu Medialnego.

Wydawcy coraz bardziej obawiają się, że Google ze zwykłej wyszukiwarki internetowej przeobraża się w ogromną firmą medialną, która czerpie zyski z pracy twórczej innych. Wydawcy newsów, książek i innych treści składają pozwy przeciwko Google o naruszenie praw autorskich i chcą by firma pytała o pozwolenie zanim skorzysta z ich dzieł. Domagają się też odszkodowań.

Google odpowiada, że działa zgodnie z prawem - publikuje tylko fragmenty treści pochodzących od wydawców, mogą oni też łatwo zrezygnować z obecności w serwisach firmy. Google zwraca również uwagę, że jest generatorem ruchu na witrynach wydawców, oraz, że pomaga im upowszechnić treści, do których w inny sposób internauci by nie dotarli.

Co więcej, Google broni się, twierdząc, że gdyby wyszukiwarki były zmuszone do uzyskiwania zgody od właściciela każdej witryny jaką indeksują, w ogóle nie byłyby w stanie działać.

"Jeśli zawartość stron nie jest indeksowana, nie może być przeszukiwana. Jeśli nie może być przeszukiwana, w jaki sposób ma zostać odnaleziona?" pyta w blogu David Eun, zajmujący się w Google współpracą z wydawcami. "Wyobraź sobie bibliotekę bez indeksu tytułów czy tematów książek, które znajduję się na półkach. Albo bez katalogu autorów, którzy te książki napisali".

Właśnie to jest punktem spornym całej dyskusji, mówią krytycy. Bo Google nie świadczy przecież służby publicznej, jak choćby biblioteki. Jest korporacją szukającą zysku. Może kalifornijska firma nie chce za wszelką cenę zarabiać na serwisie News, ale przyciąga użytkowników do Google. A odwiedzający wyszukiwarkę niewątpliwie oznaczają dla firmy pieniądze.

- Zastrzeżenia prawne w ramach dozwolonego użytku są pełne słabych punktów właśnie w przypadku świadczenia usług komercyjnych - mówi Laurence Kaye, brytyjski prawnik, który doradza branży wydawniczej w kwestii praw autorskich.

Google nie jest jedyną firmą, która znalazła się na celowniku. Copiepresse, stowarzyszenie reprezentujące belgijskich wydawców, groziło pozwem również portalowi MSN, należącemu do Microsoft. Jednak koncern z Redmond wolał nie wdawać się w sprawy sądowe i szybko usunął fragmenty pochodzące z belgijskiej prasy. Copiepresse zapowiedziało, że będzie pozywać kolejne spółki internetowe.

Następstwem opisanych procesów oraz tych wytoczonych przez AFP czy Authors Guild będzie to, w jaki sposób Google i inne wyszukiwarki indeksują i wyświetlają treści chronione prawem autorskim na swoich witrynach. Być może użytkownicy już nigdy nie będą mieli tak łatwego dostępu do szerokiego wachlarza treści, jak do tej pory.

Według wstępnego postanowienia sądu, Google nie miało prawa do umieszczania treści pochodzących z belgijskich gazet w serwisie Google News. Jednak przedstawiciele firmy z Kalifornii nie byli obecni na rozprawie, z powodu kłopotów organizacyjnych (!). W piątek, biorąc pod uwagę, że się pojawią, Google będzie po raz pierwszy miało szansę na obronę swoich racji.

Sprawa może zatoczyć szersze kręgi, niż tylko te wokół serwisu Google News. Copiepresse argumentuje, że Google nie tylko indeksuje treści chronione prawem autorskim, ale też wykonuje ich kopie, ponieważ przechowuje je w pamięci tymczasowej (cache). Copiepresse protestuje także przeciwko wykorzystaniu materiałów przez Google, bez uprzedniego zapytania o zgodę właścicieli praw.

Te argumenty mogą zostać użyte przeciwko indeksowaniu wszelkich możliwych treści. Silniki wyszukiwarek przeszukują i przechowują ogromne ilości twórczości chronionej prawem autorskim. Jeśli sąd pierwszej instancji w Brukseli podtrzyma swój wstępny wyrok, wyszukiwarki mogą mieć w Belgii poważne kłopoty.

- Orzeczenie w obecnej postaci oznacza, że wyszukiwarki w ogóle nie mogą funkcjonować w Belgii, bo przecież nie mają prawa do indeksowania treści chronionych prawem autorskim bez uprzedniego zezwolenia - mówi Danny Sullivan, redaktor naczelny serwisu SearchEngineWatch.com.